Warszawski Kazimierz – Zapis 91y7

Sen z 01.06.2025

 

Byłam z wycieczce. Równocześnie jakby wspomnieniem i faktycznie. Zwiedzałam nadbrzeże gdańskie by dojść do Torunia. Płaszczyzna zaczynała się stepowo, później przechodziła w wysoką trzcinę i za-trawienie, by przejść w bagna. Bagno ciągnęło się milami aż po sam horyzont. Towarzyszyła mi grupa ludzi, wszyscy odwróceni plecami i wszyscy użytkownicy z Witchcraft. Wylądowałam w ich warszawskim mieszkaniu. Mieszkanie było kilka ulic od krakowskiego Kazimierza.

Cały czas ustawiali się do mnie plecami, nie mogłam zobaczyć ani kobiet, ani mężczyzn. Chodzili też do tyłu jakby mieli procesy odwrócone. Rozmawialiśmy o wszystkim, a bardziej oni, bo ja tam się czułam jak piąte koło u wozu. Wreszcie usiadłam sobie obok jednego. Później jak On się położył, to ja też położyłam się na nim. Dokładnie czułam jego nogi pod plecami. Dosłownie jakbym go oswajała. On robił się coraz bardziej rozluźniony, bo słyszałam to w głosie, więc jak tylko nadarzyła się okazja to przekręciłam go sobie tak, że znalazł się pode mną i z twarzą zwróconą do mnie. Wtedy jak na komendę poodwracali się wszyscy.

To były zwykłe studenciaki, takie pryszczate zakompleksione małolaty. Nawet te ich ubrania mówiły że szukają ścieżki i próbują się określić czym są. Ale nic poza tym.

Ten chłopak, na którym byłam, zaczęłam mu mówić coś o duchach, że to mnie interesuje i ruszyłam lewą ręką i wtedy z mojej dłoni wyszła fala i pojawił się wiatr. Ten młokos wybałuszył oczy i patrzył jakby przeze mnie. Wykonałam ruch dłonią jeszcze raz i znowu wyszły fale.  I znowu pojawił się wiatr. Jak bryza. Cudowne zjawisko, nie widziałam że tak potrafię. Fala była wielokrotna, wzmocniona i o równej częstotliwości. Nie zmieniałam jej pod wpływem odległości od punktu dłoni. Ewidentnie mogę znacząco oddziaływać na przestrzeń swoim promieniowaniem. Zeszłam z tego zaszokowanego krościatego blondyna i przeszłam do drugiego pokoju. Dziewczyny zrobiły już kartkę by zagrać w państwa miasta.

Zapytałam Eva czy zabierze mnie na Kazimierz, bo jak byłam w marcu na żywo, to coś kazało mi wrócić do hotelu. Pomyślałam że jak będę mieć lokalne towarzystwo to pozwiedzam dzielnice. A ten do mnie że w takim stroju to od razu zatrzyma mnie policja. Za bardzo się wyróżniam i widać mnie z daleka. Nie miałam żadnego czarnego płaszcza ani starych łachów, więc z wycieczki nici.

Dziewczyny dały mi kartkę by wypełniać. Kazały pod literą K i B. Jakieś to dziwne było. Stały nade mną i liczyły mi czas. Nie wiem, dlaczego kazały pod konkretną literą. Zaczęłam więc pisać Kolumbia pod państwem i znalazłam się w samochodzie.

Wyjeżdżałam z placu Wszystkich Świętych. Po prawej była targ. W samochodzie wiozłam jakieś stare łachy, chyba jeszcze sprzed wojny. Nie miałam  jak zaparkować, bo cały czas był zakaz albo zatoczki autobusowe. Wreszcie zaparkowałam pod takimi wielkimi starymi drzewami. Wyszłam i zaczęłam przewalać te łachy. Nie były w moim stylu, szare, biała, czarne, ale wybrałam sweter i coś tam jeszcze.