Lniarze – Zapis 824

Sen z 07.11.2024

 

Znowu mnie napadli. W moim obecnym domu.

Siedzieliśmy na górze w pokoju syna, Partner wrócił na chwilę, więc coś nam tłumaczył czy pokazywał. I nagle usłyszałam huk na zewnątrz. Podeszłam do drzwi wejściowych. Inaczej się otwierały niż na żywo, bo na północ, ale poza tym szczegółem były moje. I znowu usłyszałam huk. Teraz wyraźnie. Ktoś rzucił na drzwi petardą.

W pierwszej chwili chciałam otworzyć i z mordą skoczyć, ale przezornie wróciłam do góry i mówię do Partnera co się dzieje. Podeszłam do zachodniego okna i zobaczyłam na dole bandę wyrostków. Lniarze właśnie zaczęli rzucać kamieniami. Kamienie były naprawdę spore, ale żaden szyby nie wybił, poza tym ja zaczęłam się im przyglądać i okazało się że miejscowi. Miedzy nimi był znajomy sasiasia i to on ich tu sprowadził. Nawet rzucał kamieniami razem z nimi, ale jego były małe, takie do ręki, że schował by je w garść.

Wzięłam telefon i zaczęłam dzwonić na policje, nie mogłam wybrać munere ale Partner mi go znalazł, policja GOPR. Przeszłam do mojej sypialni i zaczęłam zgłaszać, cały czas przerywało, ciężko było się dogadać. I tak chodzę po sypialni i patrzę i gadam do telefonu,…

Dziwna była ta moja sypialnie. Była 3 razy większa. Miałam otwartą łazienkę z dużą wanną i drugą zamkniętą z maleńkim rzeźbionym sedesikiem i maleńką wanienką siedzącą, też rzeźbiona. Podobno tą łazienkę Partner robił specjalnie dla mnie. Oprócz moich szaf z ubraniami na drugiej ścianie montował następną, tak jakby moja garderoba miała zrobić się dwa razy większa. I On chyba wrócił na chwile żeby tą moją sypialnie przerobić.

Jakoś znalazłam się zewnątrz, dalej trzymałam telefon przy uchu. Zaraz za siatka zobaczyłam śpiącego jelenia albo koziołka. Na mojej winnicy na palu siedziałam mała sarna. Szwagier ja ściągnął, krzyknęłam żeby zabrał ją do mojego domu, bo chciałam ją pogłaskać. Zrobiło się strasznie dużo zwierząt. Pojawiły się jakieś koty z pępowiną. Wiem, bo cofnęłam je za siatkę, bo swoich mam masę. Wiem, bo jak brałam je na ręce to było czuć że nowonarodzone.

Te wyrostki zaczęły mi się przyglądać i trochę się obawiałam, ale jak podeszły to okazało sie sie że są niżsi ode mnie i wszystkie takie same. Ubrane w lniane komplety, surowy len. Koszula bez guzików i portki. Głowy identyczne, nieumyty blond. Jakby te głowy dobrze wyszorował lśniły by jak srebrzyste złoto. Wśród nich ten sąsiad i to on ich tu przyprowadził. I tłumacze dzieciakom, że zaraz będzie policja i jeśli zniszczyli elewacje to będą musieli odpowiedzieć. Coś tam chyba mówili że to przez Partnera był na mnie ten atak, że on coś nawywijał czy jak. I przeszli na zachodnią część działki i zaczęli się zbierać .

Zaczęli siadać do czegoś jak sanki i na początku myślałam że to psi zaprzęg, ale zaczęłam patrzeć uważnie, bo to było niezwykle i Lniarze mieli w zaprzęgu Wilki. To było nieprawdopodobnie, albo cztery albo pięć. Jeden za drugim w pojedynczym szyku. Normalnie wilczy zaprzęg. I to mnie zdziwiło, bo że jelenie były oswojone to ok. Siedzą ze mną od wiosny na żywo, ale wilków chyba jeszcze u mnie nie było.

Wróciłam do domu i zaczęłam to opowiadać. Ludzi było w środku cała masa. Po prawej stała murowana wanna po brzegi wypełniona zielonkawą wodą. W środku leżał chyba ktoś z rodzinny i też słuchał z zaciekawieniem tej mojej opowieści o wilczym zaprzęgu.