Biały kruk – Zapis 436

Sen z 27.08.2022

 

Byłam u siebie, w obecnym domu. Przy dwóch sosnach rosnących od strony tarasu, znalazłam w śniegu czaszkę ptaka. Była już lśniąca i cała biała. Właśnie! dziób był biały, widziałam to dokładnie. Oglądałam ją uważnie, bo w domu na żywo mam czaszkę koziołka który padł trzy lata temu przy moim stawie. A także całe upierzenie bażanta, bo też z całej bażanciej rodziny, młody samiec padł martwy przy stawie i byłam ciekawa co tym razem „złożyło się w ofierze”. Po lewej spod śniegu wystawał ptak, wspierał się na rozłożonych skrzydłach. Nie widziałam głowy, więc logiczne było że trzymam ją w rekach. Tylko że były na nim pióra i tkanki, a czaszka była jak zaimpregnowana. Rozpoznałam ptaka, to był Kruk, biały Kruk. Stwierdziłam, że czaszkę będę nosić na szyi na długim rzemieniu czy czymś. Ale odłożyłam ją jeszcze w śnieg, bo stwierdzałam, że jeszcze nie jest gotowa. Ze względu na ten opierzony korpus. Jak ptak  całkowicie rozpuści się w naturze będzie ok. Przy moich żukach na działce obstawiałam, że nie dłużej niż tydzień.

Poszłam na jogę do jakiegoś budynku. Nie znam kobiet które ze mną tam zebrały się na ćwiczenia. Później byłam u Matki. Dostawałam pytania z pałacu prezydenckiego, mieli mnie weryfikować jaką mam sprawdzalność . Na przykład kobieta zapytała o zanieczyszczenie powietrza, jakie jest. Odpowiedziałam że tlenki się uwalniają. Cały czas później dedukowałam o tych tlenkach. Później ktoś tam o coś zapytał i tłumaczyłam naturę wiązań chemicznych. Tak jakby pierwiastki były moimi dziećmi. Że w ogóle najfajniejsza to jest siarka.

Znowu znalazłam się w tym jogowym ośrodku. Jakaś kobieta miała tam małe dziecko, chłopca. W toalecie na pojemniku po lewej ktoś położył kakao, może ta kobieta nawet. Spadło mi to na podłogę, chciał pozbierać, ale to nie możliwe proszek się rozsypał.

Poszłam z tym dzieckiem do lasu, mojego rodzinnego. I tu też super, widziałam jak mój obraz naciągnął się na jakiś inny. Weszłam do takiego zagajnika, cały czas jestem pewna lokalizacji, ale obraz był podrasowany, zagajnik był lepiej prześwietlony, miał mocniejszą topografię i takie leśne jeziorko centralnie. Na żywo nigdy tam nie stała woda.

Weszłam z tym dzieckiem do tej wody. Jemu na pewno było do pasa, a mnie to nie wiem. Widziałam wodę, ale jej nie czułam. Załapałam sobie małego zaskrońca i patrzyłam jak dziecko się bawi w tym jeziorku. Mówiłam nawet jaki ładny ten zaskroniec, ale dziecko w ogóle się nie interesowało wężem. Na jednej ze skarp zobaczyłam otwór i chlapnęłam tam wodą . Zobaczyłam przesuwający się obraz skóry węża.

Odwróciłam się plecami do otworu i powiedziałam do dziecka:

– Wychodzimy.

Nie chciałam żeby się wystraszył. Szczególnie, że wąż stanął za mną i dotknął mnie. Poczułam że jest tak szeroki w obwodzie jak ja. Dotyk był przyjemny ciepły, i znowu nie czułam wody (????) Dziecko wyszło pierwsze z jeziorka, a ja odrzuciłam tego małego zaskrońca, do takiego drugiego małego co leżał przed nami żeby został w gnieździe.

Zaczęłam prowadzić małego do mojego domu rodzinnego. Na drodze zobaczyłam roślinę która wyglądała jak ogórek. Ale to nie była ona, bo łodyga mocno stała, a owoc tylko przypominał ogórka. Za chwile z prawej zobaczyłam następnego ogórka, tu już płożącego, ale też odmiana jakaś taka była inna. Po lewej znowu coś jak papryka i z owocem jak zielony pomidor. Ale byłam zdziwiona, nigdy w tym lasku nie wiedziałam warzyw, a teraz tu rosło tyle pokarmu, że wystarczyło tylko zbierać.