Robot boi się wykluczenia, a spódnica jest nieskończenie piękna – Zapis 84
Sen z 08.05.2020
Byłam w jakimś starym domu, z kilkoma osobami, chyba z matką z dziećmi. Nie było tam nawet toalety, bo wszystko zrobiłam do takiego wysokiego niebieskiego nocnika. Zostaliśmy napadnięci, na zewnątrz chyba były lwami albo innymi kotami, ale jak dostali się do środka, to zamieniły się w małe, pokraczne dzieci. Byłam akurat w jakimś pokoju i te małe domowe dzieci bały się tych potworków, ja mocowałam się z nim przez drzwi, starałam się ich nie wpuścić, ale te drzwi były jakieś cienkie i do niczego. Zobaczyłam małe rączki, jak wystają miedzy drzwiami a progiem i zaraz je rozszarpią. Miałam jakiś mały nóż w rękach, zaczęłam nakłuwać te małe, brudne łapki, z których nawet schodziła skóra, ale delikatnie, żeby nie zrobić im krzywdy, tylko żeby leciała krew, nakłuwałam im wewnętrzną część dłoni. Powiedziałam do tych normalnych dzieci, że już nie trzeba się bać, bo te pokraki nie będą atakować, siedziały na progu drzwi i lizały krew z rączek.
Mieliśmy na mokradłach wejść do jakiegoś pojazdu, ale chyba nie doszliśmy, pamiętam tylko, że była obok mnie kobieta, prawdopodobnie żołnierz, bo chyba miała broń. I miała na szyi jakąś starą, nadszarpniętą apaszkę, ściągnęłam jej to. Pod spodem miała na szyi znamię, które wyglądało jak tabliczka znamionowa na maszynach, nieduży prostokąt z zapisem, ale to nie był ani kod kreskowy, ani kod QR, ani litery czy liczby, to było coś całkowicie innego, nigdy, nigdzie niczego takiego nie widziałam, bo nawet nic mi nie błysło w głowie, co to może być. Powiedziała, że ona nie mogła przyznać się, że jest robotem, ludziom (??), coś w tym sensie. Znowu znalazłam się w domu, teraz byłam z czterema chłopakami, myliśmy podłoże, miałam mopa i zmywałam razem z takim niepełnosprawnym umysłowo. Na suficie było strasznie dużo lamp, kilkadziesiąt pewnie i ktoś mnie zapytał, jaki to rodzaj.
Sen z 09.05.2020
Byłam z córką w restauracji, w galerii, przyjechałyśmy tam autobusem, zatrzymał się na brukowym placu, później na jakiejś imprezie widziałam się przez moment w sukni ślubnej i welonem i jak obejmowałam starszego mężczyznę. Andrzej chyba ze mną tańczył, jeden obrót.
Znowu widziałam ubrania, założyłam jasno-fioletową spódnicę w drobny wzór, kwiatuszki, w kolorach różu, niebieskiego, żółtego, zielonego, piękne pastelowe barwy, miała po dwie falbanki po bokach, które szły od pasa do dołu. Jakby rozłożył tę spódnice na ziemi, to tworzyłaby koło, a falbanki to byłyby dwie ósemki jedna w drugiej, a Ja w samym środku ;), bardzo zwiewna i piękna, o rany, jaka ona była piękna. Chyba miałam założyć do niej zieloną bluzkę, ale nie pamiętam. Byłam jeszcze na śniadaniu, widziałam przeogromne ilości tego jedzenia, aż w trzech pomieszczeniach było to rozkładane, ja i koleżanka byłyśmy pierwsze na tym śniadaniu, pracownica dopiero była w połowie roznoszenia tych smakołyków. Pamiętam, że na pewno wzięłam bułeczkę i coś do niej miałam już na talerzyku i zatrzymałam się przy ciasteczkach, ale nie wzięłam ich, bo przypominałam sobie, że nie jem takich rzeczy (w rzeczywistości).
Widziałam też kilka wirników klimatyzacji na budynku, uruchamiali je, bo nie pracowały, patrzyłam jak zaczynają się kręcić.