Malowanie Oblicza przez Mistrza – Zapis 402

Sen z 03.06.0222

 

Jola miała mnie malować na wesele. Trochę to dziwne, bo Jola jest Mistrzem Kulinarnym, ale stwierdziłam że skoro chce, to widocznie potrafi.

Znalazłam się w klubie, oczywiście od razu przypominała sobie że nie powinno mnie tu być. Bo lata temu Dariusz wysłał mi wiadomość, że sobie nie życzy mojej osoby w tym miejscu, ze wglądu na to że korzystam z tarota. Na szczęście go nie było. Nie chciałam się z nim widzieć.

W klubie był syf i burdel. Czekałam aż Jola skończy jakąś dziewczynę, bo malowała jej oczy. Ale tylko czarną kreską, jak Egipcjance i domalowywała takie niby rzęsy. Dziwnie to wyglądało, takie to oko było obrysowane. Zresztą to oko też było dziwne, wyjątkowo podłużne, jak nieludzkie.

W końcu sali zobaczyłam pobojowisko. Podeszłam bliżej, wyglądało to tak jakby z kilka osób zrzuciło ubranie. Podniosłam nawet niechcący śmierdzące bokserki męskie. Kierownik zapalił światło. Teraz było dobrze widać. Skotłowana odzież, resztki jedzenie i napoi i nawet moje dwa koce. Na stole znalazłam trzy zalane telefony, wszystkie działały. Ale też wszystkie były zakodowane, nie sprawdziłam do kogo należały. Powiedziała do Krzyska, że jakby pokazał to wcześniej to pomogłabym mu sprzątać, ale teraz maluję się i wychodzę bo już dochodziła 10:30. Kiero dał mi jakąś rozpiskę z zaplecza, tabelki z danymi, ucieszyłam się, bo to było moje.

Przypomniałam sobie, że Bratu Darka dałam jakiegoś kwiatka na odchodne. Wzięłam konewkę i poszłam nabrać wody do toalety. Uszkodziłam jakość kran, zostawiłam go kapiącego. Poszłam do kuchni, ale tam też powalająca się armatura, też jakoś nie dokręciłam. Pomyślałam „Kurwa !!! co za dziadostwo.!!

Poszłam na korytarz. Patrze! A tam, z tej mojej sadzonki, jest rozsadzonych ogrom doniczek. I to nie tylko zielone, ale też stało z kilkadziesiąt z białymi kwiatami. Zrobiło się nagle ciasno. Młodzi ludzie przyszli. Zaczęłam to podlewać. Doniczek było tysiące. Poszłam jeszcze raz po wodę. Teraz nabierała z jakiegoś kranu wychodzącego z posadzki. Nie mogłam wyjść z podziwu jak z jednego kwiatka, mogło wyjść tyle różnorakich sadzonek.

Jak wróciłam na salę, Jola zabrała mnie na antresolę, bo tam było teraz pusto. Stały dwa stoliki, z resztkami i pieniędzmi. Zobaczyłam na ścianie miejsce gotowe do wybicia przejścia. Tak jakby Bracia chcieli ją powierzyć o powierzchnie swoich biur. Telewizor który kiedyś wisiał w tym miejscu znikł.

Jola coś tam cały czas mówiła do mnie. Zaczęła wyciągać kosmetyki do malowania. Miała profesjonalne i bardzo drogie produkty, w czarno złotych opakowaniach, prawdopodobnie francuskie, ale nie jestem pewna. Znalazłam się na jakiejś drodze z partnerem. Coś tam miałam w rękach, ale nie wiem jak to teraz nazwać. Duże było i bardzo potrzebne, wcześniej tego nie miałam. Miałam też ten makijaż, ale nie widziałam jak finalnie wyglądam, bo nie przeglądnęłam się w żadnym lustrze.