Bez Aniołów nie wejdziesz – Zapis 60

Sen z 28.03.2020
Tylko z Aniołami przy boku można przejść dalej, należy je przywołać we śnie, bo tak dzisiaj robiłam i można iść dalej. Ta dwójka to giganty ze snu „Sandrę chronią Anioły – Zapis 17 z 17.01”. Stanąłem przed mocno pomarańczowym kolorem, albo to była ściana, albo po prostu kolor jak śpiochy tej małej dziewczynki ze snu
” Pierścień Merkurego – Zapis 31 z 07.01″.  
I znowu znalazłam się w szkole, ale dzisiaj z synem. Chciał wyjść na zewnątrz, bo tam dzieci zjeżdżały z jakiejś górki. Poszliśmy, On mi zniknął z oczu, a ja patrzę na te dzieci, zjeżdżały po śniegu i lądowały w rzecze, dziwne to było, bo przecież śnieg i woda plus domniemana temperatura jaką znam, coś mi nie grało, bo nikt nie wyglądał, żeby mu było zimno. Zaczęłam szukać syna, przeszłam na drugą stronę tego placu zabaw i zobaczyłam, że idzie z jakimś jedzeniem i je hot-doga czy co tam. Stanęliśmy przy drzewie, na nim był miedziany wąż, skoczył na nas, ale krzyknęłam, żeby zrobić unik i dziad chybił :), popełznął przed siebie, ale za chwilę zawrócił i znowu się usunęliśmy, więc schował się w drzewie, nieduży był, może że 2 metry.
Weszliśmy do szkoły i on poszedł na lekcję, a ja zaczęłam krążyć, chciałem wyjść, ale się zgubiłam, tyle schodów, co musiałam przejść, to w życiu nie przeszłam, w górę, w dół, szerokie, jasne, ciemne, wąskie, z brakujących stopniami, z kawałkiem liny zamiast poręczy, masakra przez duże M, chodziłam po tym budynku i to był pałac albo zamek albo jeszcze nie wiadomo co, widziałam dużo starodawnych mebli, futryny i sufity wysokie na kilka metrów, byłam nawet na takiej pustej auli, gdzie wchodziło się po kilku stopniach ze złotą poręczą i przemawiało się z takiego podestu, wszystko w nasyconym czerwonym aksamicie, aula była przeogromna.
W pewnym momencie zauważyłam, że chodzę tylko w długiej spódnicy, z gołymi piersiami, zobaczyłam jakiś schowek, a w nim jakieś ubrania, chyba teatralne na występy, bo wszystko błyszczało i chciałam coś założyć, żeby chociaż trochę się okryć, ale miałam dylemat, bo nie chciałem, żeby ktoś pomyślał, że to ukradłam. Coś usłyszałam i weszłam w następne drzwi, żeby się schować. Okazało się, że jestem na poddaszu, było jasno i na nim zaczynała się następna kraina, bo widać było drzewa, były tam osoby, stary dziadek, jakiś taki dziwny, jakaś starsza kobieta ubrana w dziwną szeroką sukienkę, ale najbardziej zwróciły uwagę jej włosy, wyglądała jakby pierun w nią strzelił, normalnie miała afro i był jeszcze pies, psiunio, straszenie się cieszyliśmy na swój widok. Oni coś tam mówili, to znaczy baba, bo dziadek to wyglądał jakby miał demencję, ale nie pamiętam, bo przytulam tego pieska.