Lilia Ken – Zapis 513
Sen z 11.03.2023
Wracałam z Córką i Partnerem jakimiś polami. Trochę to było jak moje obecne strony gdzie mieszkam. Tylko, że teren był mocniej pofalowany i nie widziałam żadnych nieużytków. Trawa była wyjątkowo szmaragdowa i niska, jak na zielonych pastwiskach, soczysta. Towarzyszyły nam cztery tłuste młode koty, dwa czerwone i dwa ciemne.
Szukaliśmy Córce lilii wodnych na zajęcia do szkoły. Doszliśmy do lasu, na skraju były znajome zagajniki gdzie miały rosnąć. Znajome, ale za chiny miejsca nie kojarzę. Stanęliśmy na krawędzi miedzy trzema drzewami. Kazałam się trzymać mocno szczególnie Córce, bo nagle do ziemi zrobiło się kilka tysięcy chyba, a widoki jak w lesie tropikalnym. Ale Córka pewnie weszła z lewej do wody i zaczęła szukać. Partner wszedł z prawej. Powiedziałam żeby szukali lekko wystających główek z wody, bo szkoda marnować czas na brodzenie bez celu. I właśnie z mojej pozycji dojrzałam takie trzy, Partner pomagał mi to wyciągnąć,
Nigdy takiej lilii nie widziałam, była pływająca. Wyglądała jak wielka bezlistna kłoda tylko z trzema kwiatowymi pąkami. Pąki miały pękniecie, ale nie na szczycie tylko z boku, widać było lśniąco białe płatki. Już miałam je odcinać, ale zobaczyłam, że na bulwie są nadajniki i miarowo migają na czerwono. Zobaczyłam nawet etykietę tej Lili. Przeczytałam, że jej nawa to KEN a po łacinie w tłumaczeniu ” marchewkowy”. Powiedziałam że lepiej ją odłożyć i szukać dalej. Udało mi się wreszcie znaleźć coś przy brzegu i odcięłam małym nożykiem półmetrowy pąk .
Koty gdzieś mi się zapodziały. Partner mówił że niby szły za nami cały czas. Chciałam po nie wrócić, ale na drodze teraz stał budynek. Poprosiłam Partnera żeby mnie posadził. Wsadził mnie na pierwszy gzyms, za nisko. Przyszedł Wojtek i zaczął mu pomagać. Wtedy weszłam na następny gzyms, ale nie było już jak wydostać się na pola, bo dom kończył się dachem, nie było przejścia.
Ale Oni żeby się poddawać, że wyjdę na pewno i mogło tak być, bo chyba był taki okrągły otwór w trójkątnym naczółku. Jednak zawróciłam, nie chciałam się przeciskać. Zresztą dwa koty jakoś się pojawiły z góry. Obeszłam to jakoś i Znalazłam się znowu na łąkach. Koty też się znalazły. Nigdy takich kotów nie miałam w rekach, ale były puszyste. Szkoda że nie zapamiętałam zapachu, chyba że go nie miały.
Stwierdziłam, że dwa zostawię. Rudego i ciemnego, a pozostałe wydam Braciom.