Skrzydlate botki – Zapis 341

Sen z 13.02.2022

 

Łaziłam po jakiś polach, jakiś jasny typ mi towarzyszył, ale dziwny i strasznie mnie drażnił. Jak byliśmy w domku mojej bratowej to wysępił od niej ostatnie pieniądze. Wyciągnęła je z kieszonki na lewym rękawie kurtki, z takiej skrytki. Jeszcze podobno to była zadysponowana kasa, a ona mu to dała. Wykurzyło mnie to sępienie i ta nieodpowiedzialność.

Miałam zamknąć drzwi. Ale wlazłam na stołek i ścierałam jakiś biały pył ze ścian przy samym suficie. Nawet dobrze mi to szło. Kątowniki wyglądały teraz dużo lepiej.

Znalazłam się w pokoju domu rodzinnego z lat dzieciństwa. Straszny był w nim burdel. Na środku stał stół ze stertą łachów, a na wierzchu leżała sukienka której nie znam. Zwykła rurka, ale w pięknej szmaragdowej zieleni. Tylko że była ucięta do kolan, a w oryginale prawdopodobnie dużo dłuższa. Zabrałam ją.

Usiadłam na łóżku, też pełnym łachów i z gzymsu wzięłam czarne botki. Buty też z mojego dzieciństwa. Na obcasie miały nakładkę w formie gołębia z rozłożonym skrzydłem, ale to zdjęłam. Stwierdziłam że ładne, przypominały mi takie czarne eleganckie „oxfordy” które przyszły ze Stanów w paczce dla mnie, od ciotki Anieli jak byłam małą dziewczynką (fakt.)

Oglądam, patrzę, a to numer 36 czyli mój.

Myślę – Przecież ten skrzydlaty gołąb na obcasie nie jest zły, więc montuje z powrotem tą nakładkę.

Super te botki były, idealne, zgrabne. Nakładka była z silikonu, bądź innego tworzywa, ale montowało się ją jak puzzle. Idealnie trzeba było dopasować każdą krawędź do krawędzi. Widziałam nawet podziałki numeryczne na bucie i nakładce, więc dopasowanie nie mogło być przypadkowe.