PTAKOPIES i jałowiec we włosach – Zapis 187
Sen z 03.01.2021
Pojechałam do Francji na wycieczkę, nocowałam w jakimś starym kościele, na ołtarzu, z jakimiś ludźmi. Stały tam chyba dwa wielkie łoża z białą pościelą.
Znowu ktoś się do mnie dobierał w łóżku, mocno tulił się do pleców, młody mężczyzna. No ale zwyczajnie byłam silniejsza, trochę śmiać mi się chciało, bo sobie chłystek nie mógł poradzić, żeby mnie mocno złapać i unieruchomić 😉 , co wydawało się że już jestem jego, to mu się wysuwałam z objęć. Wreszcie znudziła mi się ta zabawa z patałachem i wstałam z łóżka.
Miałam jakieś zabiegi, kosmetyczka podała cenę, ale oburzyłam się że drogo. Zresztą i tak powiedziałam, że zapłacę jutro, bo w torebce nie miałam portfela. Chciałam jeszcze kupić u niej rajstopy, ale nie było mojego rozmiaru. Chciałam wyjść na miasto i zrobić trochę zdjęć, zobaczyłam że pada zielony deszcz, ludzie chowali się przed nim jakby był żrący.
Krystyna stała w jakiś polach, miałyśmy razem zwiedzać ten Paryż, poprosiłam żeby poczekała na mnie, bo chce się przebrać i pobiegłam do pokoju/ołtarza z powrotem. Jak wracałam to musiałam wbiec pod górę, po bokach były skoszone łąki.
Na ścieżce było jakieś dziwne zwierzę, Ptako-Pies, trochę brązowe ni to kruk, ni czarny bocian, chyba chciało ze mną iść, bo cieszyło się i jakoś tak podskakiwało, ale zostało na zaoranej ziemi, a ja pobiegłam dalej.
Do hotelu/kościoła musiałam wejść po schodach, jak po pionowej litej skale. Jakaś staruszka stała na szczycie i czekała aż się wdrapie.
Nie mogłam zdecydować co założę, miałam w planach ubrać złote skórzane pantofelki jak tenisówki i zielony płaszcz. bo stwierdziłam, że na obcasach będzie niewygodnie, specjalnie jeszcze nogi sprawdzałam czy będą wychodzić długie na zdjęciach w tych butach.
Prześcieliłam łóżko, bo było trochę zabałaganione i wracam do Krystyny, znowu padał zielony deszcz.
Znalazłam się pod jakimś „Chateau”, z moją koleżanką Anną, która mieszka we Francji.
Układała mi z kimś włosy, wpinała w nie gałązki jałowca i cyprysu, bo takie też drzewa widziałam przed sobą. Myślałam…że mogłaby mi wpiąć też jakieś kwiaty, a nie tylko te gałązki.
Udaliśmy się tego zamku, po prawej była rzeka w bardzo głębokiej rozpadlinie, o mało do niej nie wpadłam, ale złapałam się w ostatnich chwili jakiejś poręczy, bo chciałam za szybko przejść.
Nagle coś pociągnęło mnie za włosy, jakaś mała dziewczynka, która z nami szła.
W ręce miałam pióro, podobne do mojego jastrzębiego, które używam do wróżenia. Uszkodziła mi je. Pytam Anki skąd je mam w tej ręce, a ta że to dziecko wyciągnęło mi z włosów, upominałam później dziewczynkę, że nie wolno tak robić.
W zamku była jakaś degustacja. Mówiłam, że nie pije, ale na siłę prosili, żeby coś spróbować. Polizałam lustro jakiegoś złocistego destylatu który mi podali, butelka miała bardzo szeroka szyjkę, wyglądała jak od dużego „kubusia”.