Zamek w Sokołowie i przejście przez Nil- Zapis 834

Sen z 24.11.2024

 

Jechałam z Partnerem przez Sokołów, ale dzisiaj pięknie wyglądał. Nie wiem w której to było części, ale nagle po prawej zobaczyłam nadmurówki kamienne jak w starych miastach. Mosty, gzymsy, parkany, wszystko zdobienie białą farbą.  Jak zobaczyłam most z białymi łabędziami namalowanymi na przęsłach to nie wytrzymałam. Poprosiłam żebyśmy tam zjechali.

Zaczęliśmy jechać samochodem kamienną dróżką pod górę. Dróżka była wąska na jeden samochód i z litej skały. Przed jej końcem zatrzymaliśmy się i zaglądnęłam powyżej. Samochód trzeba było zostawić na ręcznym, bo miejsca było tylko na to by przejść.

Znalazłam się tak jakby w zamku czy świątyni, w miejscu jak brama, centralnie w linii ogrodzenia. Dziedziniec porastały wielkie drzewa, bo światło migotliwie przebijało się przez listowie. I wtedy z prawej wyszedł jakiś mężczyzna ubrany na biało. Niósł białe prześcieradło. Ja w tym czasie przyjęłam pozycje jak w jodze, Vajrasane  i zachwycałam się widokiem. A ten podszedł i zarzucił mi płachtę na głowę i nic. Prześcieradło całą mnie okryło jak całun i nie wiedziałam o co chodzi. Z prawej słyszałam jego głośny oddech, wentylował płuca, również takim specyficznym charczącym oddechem. Wiem, bo miałam to na zajęciach. No i dyszy i duszy i cholera wie o co chodzi…

Znalazłam się pod kolbuszowskim Manhatanem. Dziwnie wyglądał, nie było go, tylko trawa. W rogu stała pracownia komputerowa i moje biurko przylegało do dwóch innych. W miejscu żabki był parking. Wiem, bo przyjechałam na zajęcia z jogi i zaparkowałam. Później jak chciałam wyjechać to mnie zastawili jak nagrobkami na cmentarzu. Wszyscy się poustawiali ciasno i symetrycznie. Gabryela klepnęła mnie w ramię. Zaczęłam opowiadać jak to ubrałam kiedyś na żywo moje białe botki bez skarpet i zorientowałam się dopiero po paru godzinach. Dzisiaj we śnie również tak przyszłam, miałam bose stopy jak ściągnęłam buty.

I znalazłam się w alei drzew. W górze płynął Nil. Na szczycie czekała grupa ludzi. Środkiem alei szła ciemnoczerwona gruba linia. Jakiś mężczyzna nią szedł, tą linią. Przyłączyłam się do niego i przylgnęłam do jego prawego boku, tak mocno że praktycznie go wypchnęłam poza obrys znaku. Wyższy był dobre 30 cm i pewnie ważył dwa razy tyle. Miałam na sobie tylko mój ciemnoczerwony ręcznik. Zawinięty w taki sposób jak wychodzi się z kąpieli. Mężczyzna miała tylko jakąś przepaskę na biodrach.

Przechodząc Nil byliśmy złączeni razem na czerwonym szlaku.