Wykładowca Kazimierz – Zapis 757

Sen z 12.06.2024

 

Widziałam Matkę. Byłyśmy w naszym domu rodzinnym same. W południowym pokoju spał chyba brat ale jakoś dziwnie. Nie był ani żywy, ani martwy. Jakby był i nie był jednocześnie. Zajrzałam tam, żeby coś zobaczyć czy sprawdzić. Pokój Ojca też dziwnie wyglądał. Również przewracałam tam jakieś pierdoły, w miejscu gdzie za życia trzymał papierosy i portfel.

I wyszłam do kuchni i ta zrobiło się dziwne. Otwarte i przestrzenne jak stołówka do zbiorowego żywienia. Przed sobą miałam kuchenkę, dwie patelnie, czysta i brudna i ciasto naleśnikowe. Stałam ustawiona na północ, dzwoni mi to ustawienie w głowie nawet teraz przy wpisie. Zamieszam ciasto, przygotowałam się do pieczenia i przeszłam na salę wykładowcza.

Wykładowców było dwóch, jeden nie wiem kto, siedział na czole jak Duch i Kazimierz. Wiem, bo zaczęłam się mu przyglądać i nabrał rysów twarzy Kaźmirza z New Jersey. Kazek siedział w środku ustawionych ławek. W sumie było cztery rzędy ławek i prawie wszystkie zajęte przez  młodych mężczyzn. W ławkach siedziało się dwójkami. Zaczęłam chodzić po sali i w każdym pionowym rzędzie przysiadłam na jednym wybranym krześle, najczęściej gdzieś z tyłu. Przysiadła w taki sposób jak robi się zajęte. Jak już siadałam na czwartym ostatnim, najbardziej skrajnym rożnym krześle Kazek zniecierpliwiony zawołał.

-Iwona co ty wyrabiasz.

Chodziło mu pewnie o to jak będę siedzieć na czterech równocześnie. Roześmiałam się i powiedziałam, że przecież będę równocześnie jeszcze smażyć dla nich wszystkich naleśniki i dlatego potrzebuje tych miejsc żeby swobodnie wychodzić i wchodzić w trakcie wykładów.