Szkło pustynne – Zapis 910
Sen z 10.05.2025
Wróciłam do starej roboty na Mickiewicza. Kobiety tam obsługujące nie były zadowolone, a najbardziej taka tańcząca przed barem. Iwona pod moją nieobecność odwróciła wszystko za barem i zrobiła tylko niewielkie przejście. Na sali pojawiła się ściana z wnękami po zachodniej stronie. Można było coś tam wkładać. I jakoś ponuro się zrobiło, brakowało po prostu światła.
Do roboty ściągnęła mnie jakaś kobieta. Strasznie się cieszyła że wróciłam. Obejmowała mnie i przytulała jak dziecko z czułością. Zastanawiałam jak zachowa się Dariusz, ale wydawało się, że to działo się przed nim.
Przed wejściem były roboty ziemne i w środku też, dokładnie po południowej stronie kontuaru. Zamiast przedsionka, przez moment zobaczyłam dróżkę wysypaną czarnym chrzęszczącym żwirem, jak odpadem hutniczym. Przeszłam w miejsce gdzie rozkopano ziemie pod kontuarem. I tu było światło jak w gablocie. W piasku pojawiły się jakieś metalowe elementy, czy drobiny jak medaliki czy monety. Kawałki biżuterii i części ceramiki z wypisanymi znakami. I tak patrze jeszcze na prawo i jest mnóstwo kamieni jak akwamaryny w lekko błękitnym i lekko zielonkawym kolorze. Tak czyste jak toń wody. I patrzę, a one są zawieszona jak na starych metalowych kratach, tak jakby częściowo wtopione. I chciałam jednego wyciągnąć, był ostry jak żyletka. I pomyślałam szkło pustynne. To nie było tworzone milionami lat w procesach geologicznych, ale w ułamku mili sekundy w czasie zagłady. Zabrałam tylko całą garść pozostałości po ludzkości.
Weszłam na kuchnie i zaczęłam się krzątać, by przygotować herbatę z cytryną. Jakaś kobieta ze zmywaka się odezwała. Krzyknęłam że później to pozmywam, jak tu sobie przygotuje. I zaczęłam wyciągać talerzyki z szafki i wszystko było brudne. Tak jakby ta tańcząca kelnerka pozbierałam ze stołów i włożyła do szafy. Zawołałam Jolę i kazałam jej zrobić zdjęcie. Żeby nie było, że wróciłam pierwszy raz do roboty i już wymyślam.
Wszyłam z lokalu i Iwona też za mną wyszła. Jakość sceptycznie podchodziłam do moich zdolności prognozowania. Zadała mi pytanie o jakiegoś polityka, czy do czwartku coś tam się stanie. Ten jej głos był taki dziwny. Ni to zły, ni zniecierpliwiony, ni jak zazdrosny.
Chciałam odpowiedzieć, że świat się kończy, a ty o takie pierdoły pytasz? ale sobie darowałam. Ten głos sugerował, że liczyła że ją sprowokuje i tym się usprawiedliwi jak mi dowali.
Zaczęłam mówić, że czasy są nie pewne, a to nie są ważne sprawy. Powiedziałam że widziała co było w Hiszpanii z energią. Ona do mnie, a co jak mi w tym lesie prąd wyłączą. Chciałam powiedzieć że nic, bo tu chodzi bardziej o systemy bankowe, informatyczne, obronne i instytucje, ze służbą zdrowia na czele. Ale nie było sensu. Ona już była taka jakaś…. , że jak podszedł jakiś Gość i zapytała o Rządzkiego to zabrała jego dziecko i powiedziała że odprowadzi go na zajęcia strzeleckie.
Ona mi wierzyła że widzę, ale tu chodziło o to, dlaczego Ja widzę to co ukryte, że jej zdaniem nie powinnam być „wybrana”, że każdy byłby lepszy niż Ja. Zostałam na wzgórzu sama , w dole był staw otoczony strzelistą trawą. Wojtek z Asią chodzili przy nim, zdecydowałam się do nich już zejść, chociaż jechać mam tam dopiero rano.