Szczury – Zapis 872
Sen z 08.02.2025
Mój Partner wrócił z New Jersey. Byliśmy na kolbuszowskim rynku. Akurat szliśmy chodnikiem po północnej stronie i zobaczyłam coś sutereny. W kamieniczkach były takie małe komórki czy pomieszczenia. Wchodziło się do nich od strony ulicy i miały okno. Nie ma czegoś takiego dzisiaj w architekturze, chociaż teraz już nie wiem, bo tak jakbym była pewna że jest. Widziałam to zaraz za starym pewexem, a przed wejściem gdzie kiedyś pocałował mnie Dariusz.
Znaleźliśmy się w starym mieszkaniu. Mąż był taki szczęśliwy, szykował się by spędzić wieczór ze mną. Ale jak przyszło co do czego to powiedziałam że jestem strasznie zmęczona, bo dosłownie leciałam z nóg. Senność którą czułam była nie do opanowania i wtedy zobaczyłam że jesteśmy połączeni srebrnym świetlistym sznurem. Sznur łączył nas jak pępowina i również wychodził z tego miejsca.
Weszłam jeszcze do kuchni, bo chciałam poprosić żeby mi przysłał z USA jasny garnitur na wesele i zobaczyłam że do domu wchodzi szczur. Minął już pierwsze drzwi i szedł korytarzem do drugich by wejść do części mieszkalnych. Zaczęłam go delikatnie wypychać, bo brzydziłam się go złapać i normalnie wyrzucić. Nie było w tym siły, więc on cały czas próbował wejść. Ale jakiś taki był niemrawy, jak naćpany czy dematerializowany. Lazł jak stary czapiel. Już wydawało się że go wyrzucę i zrobiło sie dwa szczury. Teraz jak jednego przerzucałam bliżej drzwi to drugi mi bokiem pchał się do salonów.
Wkurzyłam się w końcu i mocno trzasnęłam drzwiami łączącymi korytarz z częścią mieszkalną. Coś mi przyblokowało. Trzasnęłam jeszcze raz i dalej to samo. Patrze, a na dole szpara. Otwieram, a tam kot połamany. Złapałam łopatkę i te namolne szczury z całej siły trzepnęłam tą szuflą. Rozmazały się na chodniku jak plastelina. Dziwnie to wyglądało, jak brązowe gówno. Bez kości, mięśni czy narządów.
Z domu wybiegły małe koty, chyba kilkanaście. Rzuciły się na te szczurze resztki i pożerały z pomrukami. Ja złapałam tego kotka którego poturbowałam i zaczęłam go oglądać. Przetraciłam mu chyba kark, ale żył i lewą przednią łapkę obdarłam ze skóry i mięśni. Całą kość jak przedramienia było widać. Na szczęście nie była uszkodzona. Ale chyba nie było szans by to zarosło. Krwawienia również nie było na szczęście. Sprawdzałam jeszcze tą szyja, ale zaczął panować nad głową, więc była szansa ze przeżyje.