Obrady – Zapis 973

Sen z 13.11.2025

 

Byłam pod kościołem. Autobus mi uciekł chyba, bo razem z Jolą nie wiedziałyśmy w końcu do którego wejść. Dodatkowo jakieś kwiatki były przy postoju i chyba coś sobie wzięłam.

Pózniej znalazłam się w pracy, tak jakby po moim powrocie z New Jersey. Biurko miałam zasypane wnioskami. I to było dziwne, bo ja w pracy nie robię wniosków. Dodatkowo biuro inaczej zorientowane. 90 stopni w stosunku do mojego. I znalazłam się jak przy takim małym kontuarze. Oprócz mnie były jeszcze dwie kobiety. Miałam do nich dołączyć i zbierać zamówienia. Na kontuarze leżały saszetki. Chciałam wyrwać kilka kartek bloczku kelnerskiego, ale kobiety patrzyły na mnie podejrzliwe. Wreszcie znalazłam na półce obok czysty.

Na ziemi zobaczyłam dwie 10 złożone jak w patyczki. Zabrałam to razem z piachem, tak by nikt nie wiedział. Na zewnątrz rozsypałam i polałam płynem. Wyciągnęłam te dwie dychy. Z ziemi utworzyła się żyła jak z rtęci, jak nerw. Spływałam po pochyłym terenie. W oddali zaś szłam grupa ludzi pod przewodnictwa chłopca. Krzyknęłam do nich żeby nie szukali. Że tu zrobiłam żyłę życia.

Przyjęłam zamówienie i poszłam na sale. Miałam przynieść coś jak 4 szaszłyki. Stanęłam przed grupą ludzi i czekałam aż kucharz wyda danie.

Grupa ludzi była mi w części znajoma. Siedzieli obramowani blatami roboczymi do przyrządzania dań i debatowali o Mnie. Nie wiem czy mnie widzieli, mówili niepochlebnie, z niechęcią i ostrożnie, ale w wyraźnym kontekście, że mam coś z głową, depresję i jakbym była szurnięta. Ale nikt nie wiódł prymu  w tych wywodach. Tak jakby każdy z nich mógł powiedzieć, że On przecież nic nie mówił. Bardzo ostrożni w słowach. O dziwo o moim Partnerze w lepszym tonie. I wreszcie jakaś kobieta przyłożyła nawet dłoń do skroni i wykonała taki gest sugerujący że mam nie pokolei. I w tym samym momencie jakiś mężczyzna powiedział że byłam bita. Jakby to był główny czynnik wpływający na moje zachowanie. Pomyślałam kiedy i skądś przyszło jak miałam 3.

I tak stałam i słuchałam i nic nie mówiłam. No bo cóż można rzec na takie czcze gadanie. Zresztą nie wiem czy mnie widzieli.

Zabrałam to danie i wsiadał do samochodu syna. Miałam mnie zawieźć z tym wynosem. I zaczęłam się zastanawiać, bo niektórzy zawsze byli tacy mili i jak to w końcu było. Oni mnie nie widzieli i to były ich myśli?. I Przycinałem ten wynos tak mocno do serce i patrze, a to 3 pałki jak parówki w bułce czy czym. I pomyślałam że zamówili cztery, a ja wiozę trzy i zjadłam to. Smakowało jak najlepszy hod dog na ziemi. Syn się oburzył, bo musieliśmy wracać z powrotem po wynos, a byliśmy już na krzyżówkach miejscowości rodzinnej.