Nieżyjąca siostra nieżyjącego Muńka i trzy pierścienie- Zapis 840

Sen z 08.12.2024

 

Byłam w Pracy. Plac był oznaczony kwadratowym krawężnikiem jak do odprowadzania wody czy co. Obchodziłam go dookoła z jednym z Braci. Miał jakieś okrągłe ostrzegawcze odblaski w ramach. Tak jakby dla cofających ciężarówek. Brat cały czas trajkotał, bo Stary chyba umarł i ten się cieszył że wszystko zamkną, sprzedadzą a resztę wynajmą. Trajkotał jak trajkotka odpustowa. Pojechaliśmy do mojej miejscowości rodzinnej do domu Muńka, bo niby firma go kupiła. Ale po chwili wchodziłam jak do starej remizy. Dziwne było wejście, bo prosto z asfaltu i osnute metalową siatką. Łamane jak labirynt, albo ścieżki na lotnisku. Weszliśmy i stanęliśmy przed spalonym domem.

Dom był doszczętnie spalony, normalnie taka twarda skorupa, wszystko zwęglone, ale udało się otworzyć drzwi. Dom był Muńka, ale to rzeczy jego siostry szukaliśmy. W środku również wszystko spalone, ale na środku stał piec, więc od niego zaczęliśmy. Podeszłam i spadła na mnie taka zwała zwęglonych materiałów. Wpadło mi to nawet za koszulkę. Zdjęłam ją i zaczęłam wytrzepywać z tych szczątków. I wtedy poczułam że ten śmierdziuch stoi mi za plecami i jak zobaczył, że jestem bez ubrań próbuje przykleić mi się do pleców. Zareagowałam szybko, ale już musiałam się mieć na baczności. Tu niby taki przewodnik, a tu proszę, Dewot pierwsza klasa.

Zaczęliśmy szukać na tym piecu. Pierwszy znalazłam chyba medalik, później pojawiły się jakieś koraliki, wisiorki, pierdołki i korale. Tanio to wyglądało, nic nie wydawało się szlachetne, ale szukałam czegoś ciekawego, bo biżuterie widziałam już jak na wieszaku. Wybrałam trochę z tego szlemu, chociaż miałam lekkie opory czy Duch się nie upomni o swoje i przeszliśmy do szaf, bo takie się pojawiły. W sumie naliczyłam cztery szafy i wszystkie w stanie nietkniętym. Wypchane dosyć ładną garderobą ale już starą i taką wiekową. Chociaż w jednej szafie były takie wielkie torby podróżne ze świńskiej skóry. Wielkie jak sakwy i zdobione cudowną ornamentyką. I tak sobie przewalamy i pojawił się jakiś Gość w dym domu. Miał telefon w ręce. Zobaczyłam, że jakimś cudem przechwytuje moje wiadomości które piszę, chyba z Jarkiem. Nic się nie odezwałam, ale stwierdziłam że muszę być ostrożniejsza. Teraz on zaczął coś tam pokazywać z tych szaf.

Podeszłam bliżej i zauważyłam że na framudze drzwi wejściowych jest małe puzderko czy miseczka, miedziane. Ściągałam to i patrzę, a tam jest pierścionek i jeszcze coś. To dlatego nic nie było w biżuterii, bo już wszystko było przegrzebane, a tego puzderka nad progiem nie zauważyli. Zaczęłam przeglądać to dyskretnie i okazało się że jest więcej tych pierścionków i wszystkie trzy założyłam na prawą dłoń.

I tak!   Na najmniejszym miałam taki srebrny z wielką owalną pika kulą. Tylko srebro z okrągłymi wypustkami. Na serdecznym miałam taki wysoki jak jajo, cały wyłożony we wzór szachownicy okrągłymi diamentami i turkusami. Na środkowym chyba miałam złoty i tu były trzy jakby oczka czy emblemaciki, od lewej najmniejsze. Ostatnie od prawej wyglądało jak podkowa albo u. Nie miałam moich obrączek na ręce które noszę na żywo. Schowałam szybko rękę do kieszeni żeby nikt nie widział.

I wyszłam, znowu szlam z jakąś kobieta i zaczęła gadać o tych skórzanych sakwach i stwierdziłam, że ja też mogę sobie jedną zabrać. Zresztą suknie też mi się podobały. I wróciłam do tego domu, by zapytać tego Gościa z telefonem czy ją da. Cały czas trzymałam rękę w kieszeni, żeby nikt nie wiedział o tych trzech pierścieniach.