Martwy kot – Zapis 794

Sen z 31.08.2024

 

Gdzieś to byłam i coś robiłam, ale formy nie mogę temu nadać. Gdy pojawia się zarys obrazu, to nie ma słów. Gdy tworzy się słowo, by to nazwać rozpływa się obraz. Jakby w chaosie.

Jak wyszłam z niego, to chciałam sobie skrócić do miejscowości rodzinnej. Skręciłam w leśną drogę. Było mokro, a obecnie jest u nas susza. Jechałam samochodem z Córką i Ona w pewnej chwili złapała mi za kierownice. Wydarłam się na nią. Rozpłakała się, przytuliłam ją i przeprosiłam. Mówiłam już spokojnym głosem, że nie może tego robić jak prowadzę, bo się zabijemy.

Koleiny były coraz głębsze i pobocza coraz wyższe. Córka nie mogła nawiązać połączenia z GPS. Nie było szans żeby zawrócić. Jechałam więc prosto. Wreszcie wyjechałam z lasu. Przed sobą zobaczyłam dom. Ucieszyłam się, ale jak podjechałam bliżej okazał się opuszczony. Dalej też stały opuszczone, a jeszcze dalej konstrukcje jak chiński mur aż po horyzont. Po mojej prawej zza muru wystałam średniowieczny zamek, bo widziałam ogromna basztę i wieżyczkę.

Stwierdziłam, że zawracamy. Teraz jechałam rowerem z Partnerem i Córka. Wszyscy zbici na jednym jednośladzie. Kot mi wyskoczył, taki mały i puchaty jak królicza łapka. Wzięłam go do ręki i on od razu zrobił się martwy. Przez dłoń zwisłam mi jak kawałek futerka. Po chwili drugi pojawił się w na drodze. Przejechałam po nim rowerem. Ten też umarł, chociaż przejechałam mu tylko po dolnych żebrach, a koty są wytrzymałe. To ten z drogi już nie wstał.

Po lewej był stary domek. Mówię do Partnera;

– Schowaj tego maleńkiego kota żeby nie widzieli że martwy. To później się gdzieś zostawi. 

Weszliśmy do niego. W domu byli dwaj starzy Mężczyźni i Wnuk. Pewnie dwunastoletni, bo tak wyglądał. Mężczyźni byli bardzo starzy, możliwe że po osiemdziesiątce. I takie mieli pomarszczone twarze że cechy rasowe już zdążyły się pozacierać.

Nie było psów, w ogóle nie szczekały, nawet Mężczyźni powiedzieli że nie ma psów.

Coś tam gadaliśmy i siedzieliśmy na takiej kanapie. Bo na wprost stał stół i przy nim siedzieli dziadkowie. Wnuk zaś kręcił się cały czas po izbie. W końcu wyszliśmy i ja zorientowałam się że jestem boso. Powiedziałam do swoich żeby poczekali, bo zapomniałam butów. Weszłam do izby jeszcze raz. Te dziady już rozłożyły tą kanapę i teraz wyglądała jak łózko. Krzątali się wszyscy trzej i teraz wydaje mi się że byli młodsi, ale wnuk dalej dwunastoletni. Powiedziałam, że zostały tu moje buty. Schyliłam się pod łózko razem z Wnukiem i wyciągnęłam białe skórzane buty sandały z różami po bokach. Wyglądały jak marki L’Artiste. Wiem, bo mam takie jasnoniebieskie w domu, dostałam jej w New Jersey w prezencie od bratowej. A te miały identycznie zwiniętą róże na kostce, tylko obcas inny i bez kryształków. Ale wyglądały jak tej marki. Wzięłam te buty i nie mogłam przestać myśleć kiedy je kupiłam, a może to mój Partner, a może znowu byłam w New Jersey….