Książeczka od Elii – Zapis 933
Sen z 20.07.2025
Byłam w miejscowości rodzinnej. Szłam drogą do mojej podstawówki na lekcje spóźniona. I przez chwile myślałam, że jestem znowu uczniem i dzieckiem, ale jak doszłam to okazało się że jestem dorosła w obecnym wieku. I moich znajomych już dawno tam nie ma. Na placu szkolnym stało dwóch księży. Pakowały dzieciaki na wycieczkę. Wyraźnie widziałam te ich twarze, jeżelibym ich zobaczyła na żywo na 100 procent ich rozpoznam. Przy ścianie szkoły siedziała Marysia, miała kilka noworodków przy sobie. Aż wydawało się że to miot, takie to było małe, kolorowe i owłosienie, ale to były ewidentnie ludzkie dzieci. Tylko że rasy chyba wszystkie możliwe. W szkole zaś przyjmował psychiatra. Wyjątkowo ważny Gość się zdawało.
Przeszłam za szkołę do budynku starego przedszkola. W środku jakby zagospodarowywano otwartą przestrzeń jak zamknięty taras. Rezydowali tam Ella, jej Mąż albie Ojciec i Matka, rodzina garncarzy. Centralnie stało ogromne drzewo z fioletowymi kwiatami w kopule. Ta sama odnoga wiła się po ścianie budynku i wchodziła w mur wychodząc na zewnątrz kopuły. Rozpoznałam to drzewo, bo je nazwałam, ale teraz już nawy sobie nie przypomnę. Powiedziałam, że u siebie na działce sadziłam je cztery razy i zawsze marniało jakby ziemia nie była dla niego odpowiednia.
Ten Maż-Ojciec siedział pod drzewem i robił kupę. Kupa była tak długa, że wiła i oplatała się jak wąż po drzewie i to było dziwne, ale usiadłyśmy przy stole więc zeszłam na inne tematy.
Zaczęłam opowiadać o moich problemach ze wzrokiem, że odwarstwiają mi się siatkówki i odłącza ciało szkliste. Na stole pojawiły się potrawy. Ella jadła pierogi, a przede mną stało kilka pojemniczków każde z innym daniem. Najczęściej jakieś coś w jakimś sosie. Dziwne, zjadłam tylko z jednego. Ella wyciągnęła jakieś książki, ale pożyczyłam tylko jedną, taka małą jak zbiór wierszy, czy książeczkę. Powiedziałam, że dam jej za to słoiczek miodu. Ucieszyła się. Zaznaczyłam, że ten rok strasznie słaby i miodu jak na lekarstwo. Wyszłyśmy się przejść i zaczęła coś opowiadać o żonie Stacha, że coś tam z ubraniem i jakoś się rozpłynęła. Pewnie wróciła do Izraela.
Wróciłam więc pod drzewo jeszcze do tych pojemników. Zaczęłam je przesypywać jeden do drugiego i dalej nie mogłam zidentyfikować co to były dla mnie za potrawy. Ale próbowałam z każdego i za bardzo nic nie czułam. Wreszcie pojawiła się Matka Elli i zabrała to wszystko. Tak jakby nie chciała żebym to próbowała. Zabrałam się więc i wyszyłam.