Krypta w lewej nawie – Zapis 745

Sen z 15.05.2024

 

Weszłam do starej pracy. Dziewczyny stały przy kontuarze. Dziwnie patrzyły na mnie, więc powiedziałam że ja tu jestem co weekend. Zmieszały mi się dwie roboty, ale orientacja przestrzenna do żadnej nie była podobna. Wykładzina też była, na podłodze. Wiem, bo po coś tam uklękłam i takiej nie było w żadnej. Wyszła Baśka i ja w sumie tez. Szłam teraz grupą jak w mojej miejscowości rodzinnej.

Skręciłam obok biblioteki, chociaż mogłam iść prosto. Szłam kawałek lasem za dziewczynami. Jedna niosła sadzonkę pomidora w ręce, ale wyglądał jak czerwona kwitnąca miechunka. One poszły prosto, ja skręciłam w prawo. I nagle zorientowałam się że idę naga, chociaż wcześniej miałam białą falbaniastą sukienkę na sobie, która leży teraz w mojej walizce. Zakryłam się trochę ale i tak było wszystko mi widać. Doszłam do bramki mojego brata. Ulicą z lewej szła Marzena. Zaczęłam wspinać się na bramkę i Marzena powiedziała że pięknie wyglądam. I to było dziwne, bo byłam naga, a Ona ewidentnie mówiła o tym jak wyglądam w tym momencie.

Marzena weszłam do biblioteki, a ja na bramce zobaczyłam przyczepiony list polecony do mojego Ojca. Pomyślałam jak to, jak On nie żyje już tyle lat. Otworzyłam go. W środku była coś, co wyczułam jak próbkę foli???? bo było miękkie i ciągliwe. Na dokumencie było coś tam jeszcze napisane, ale taką ręką jakby to napisał dziewięćdziesięciolatek. Czyli linia nie była pewna, tylko miała widoczne drgania i ta kaligrafia już niespotykana we współczesnym świecie.

Odwróciłam się w stronę lasu. Chyba mignęła mi moja Matka jak wypalała stare liście. Przeszłam przez bramkę i znalazłam się już nie wiem gdzie.

Nałożyły mi się wszystkie możliwe warstwy, ale tak jakby nie moje. Tak jakby umysł próbował przysłonić mi prawdziwy obraz. To chyba było New Jersey. Po drugiej stronie ulicy na samym rogu był stary kościół jak romański. Maleńki tylko z lewą nawą i centralnym ołtarzem. To było dopiero odnawiane i czyszczone. Weszłam tam, a ze mną jakiś karzeł. W lewej nawie przy samym czole krypty leżał zwał brudu i ziemi którą zgarnęli z kamiennej posadzki. W samym rogu zobaczyłam bransoletę od męskiego zegarka, ale to chyba nie było złoto. Za to obok, też coś podobnego i to już wzięłam, bo wagę miało jak szlachetny kruszec. Na kupie brudu też znalazłam coś złotego. Wyciągnęłam to i wyglądało jak kawałek łańcuszka. Pręciki połączone kuleczką. Właśnie wtedy karzeł zaczął opowiadać, że to jest bardzo stare i że to krypta. Chciałam iść po Partnera i wykrywacz, ale jak wyszłam to na ulicy stali ludzie i chyba tam była Marzena, ale inna. Przepychała ten brud z kościoła do studzienek kanalizacyjnych.

Wróciłam do środka i podeszłam jeszcze do ołtarza, miał takie dwa kwadratowe wgłębienia w ścianie. Stały tam takie jakieś pierdoły. Jakiś Gość zaczął mi zaglądać przez ramię jak wzięłam to do ręki. Odłożyłam i chciałam jeszcze iść do kupy pod kryptą pogrzebać, ale wyszła kustosz i chyba zaprosiła wszystkich do wyjścia. Przeszłam przez tą ulicę, ale widok mi mignął jak na scenografia ze średniowiecznego filmu. Brud smród i ubóstwo. Rękę cały czas trzymałam w kieszeni i obracał to w dłoni co wyniosłam z krypty. Weszłam w takie małe drzwi jak dla krasnali i znalazłam się jak w naszym starym pokoju. Marek patrzył przez takie małe okienko na zewnątrz.