Gromada Rakuna – Zapis 970

Sen z 02.11.2025

 

Byłam w moim salonie. Okno tarasowe było z lewej zamiast z prawej. I z tym oknem był problem nie domykało się, rama była wygięta i uszczerbana. Poczułam gniew, że to mój Syn dewastuje mój dom i nawet nie powie. W salonie siedzieli ludzie, ale jak duchy i ciężko ich opisać. Na pewno wielki opasły mężczyzna. I była tam kobieta. Miała swoje stoisko. Opowiadała mi że zebrała kilka osób i złożyła wniosek o przyjecie ich do kanadyjskiej organizacji szamańskiej i musieli mieć określoną liczbę osób. I wtedy przez chwile pomyślałam o sobie. A Ona w tle zaczęła mówić że jak coś tu zorganizują to ona poleci brata partnera jako szamana. I wtedy już mnie zagotowało.

Powiedziałam do niej że Szaman to nie jest ktoś przebrany i z fikołkami w ręce. Tylko Opanowany przez Duchy… I rozbrzmiało się echo – OPANOWANY PRZEZ DUCHY. Tak jakby za mną powtórzyły to Duchy. Ten mój ton był taki lekceważący w stosunku do niej. Tak jakby skończyła się cierpliwość co do nazewnictwa rzeczy nie mających nic wspólnego z Duchami.

I zapatrzyłam się w jej twarz.

Wyglądała jak w obrazie TK. Na czole i na policzkach przebijał obraz jak tomografu. Widać było wszystkie zdrowe i uszkodzone tkanki. Wyłaniał się i znikał jak pod głowicą ultrasonografu. Na czole pokazał się potężny symbol jak litera K z jedną beleczką z prawej dłużną i przeciągniętą do dołu. To znowu małe piktogramy jak na bębnach szamańskich. I dotknęłam tej naciągniętej skóry na czole i mówię do niej.

– Ale ty myślisz o tym szamanizmie.

Widziałam całą historie Świata w kilku piktogramach. Mówiłam że tak w ogóle trzeba być inicjowanym. I na to już nie odpowiedziała. Więc ciągnęłam dalej, że inicjacja trwa latami. I może zostać przerwana, albo się nie skończyć. I w końcu powiedziałam do niej; Idź zrób TK. Nie chciałam nic kombinować sama. Wolałam mieć diagnozie na papierze. 

Odwróciłam się do stołu. Ten chłopak chyba przyniósł takie mini kanapeczki ze smalcem. Dobre to było bo jeszcze ciepłe i chrupiące jak skwarki. Wszyscy popatrzyli na mnie jak wzięłam jeszcze pełną garść z takim zachwytem w oczach.

I znalazłam się na polu. Stałam przy drzwiach wejściowych i zza winkla wyszło jakieś popielate zwierze jak małpiatka. I to mnie strasznie uderzyło, skąd na Osiej takie zwierze. I wyciągnęłam telefon i przycupnęłam, bo chciałam to nagrać i wysłać partnerowi. Ale kamera nie mogła złapać ostrości i na telefonie cały czas było to zamazane. I przeszło to całe podwórko i teraz szło już dwa. I ja wyskoczyłam i stanęłam na środku posesji i tych zwierząt zrobiło się więcej.

Był to Mój Rakun, popielaty lis, popielaty wilk, popielaty jeleń czy czy kozioł i biała gęś i jeszcze coś. I zaczęłam wołać: Rakun Rakun, takim głosem z płaczem. Bo Rakun nie żyje, a ja nadal tęsknie. Nie pokazuje się też w snach. I wołam! I z gromady zawrócił wilk i skoczył do mnie. A ja dalej wołałam Rakuna. I On się odwrócił, zobaczył że ten wilk do mnie dobiega, więc opuścił gromadę i rzucił się do mnie, tak by odepchnąć wilka w ostatniej chwili. Byłam taka szczęśliwa, że mnie pamięta i że wciąż jest na Osiej. Mój Dymny Opiekun.