Reakcja chemiczna – Zapis 852

Sen z 31.12.2024

 

Gotowałam barszcz czerwony. Robiłam go drugi raz, bo ogólnie na żywo wyszedł mi strasznie kwaśny i teraz we śnie chciałam zrobić łagodniejszy.

Zlałam te stare resztki, które stały w boże narodzenie na blacie, dolałam trochę zakwasu z burakami. Zamieszam, zmagowałam, dolałam takie coś białe, śmietanę czy co. I to mi się zważyło, rozwarstwiło się. Barwę z rubinowej zmieniło na jasnoróżową, a później spopieliło i oto stała się krystaliczna woda. Normalnie mnie zszokowało. Co ja takiego domieszam, że zrobiło się przezroczyste. Powąchałam, z tafli unosił się żrący kwas. Odrobinę spróbowałam i raczej w odczuciu był słonawy, ale to pewnie przez magę. Pobiegłam z tą szklaną do rodziny, pokazać co mi wyszło. I chyba nawet mój brat to próbował i też go wstrząsało. 

I znalazłam się na sali z samymi mężczyznami. To był jakiś klub, chociaż towarzyszyła mi chyba kobieta, chyba. Oni siedzieli jak w lożach, czy takich kanapowych wnękach. Ciasno było, więc wzięłam rozpęd i sobie po przeskakiwałam przez to towarzystwo jak akrobatka. Dlatego też mnie nikt nie zatrzymał. Widziałam tylko ich zdumione oczy jak podążają z moimi ruchami.

Usiadłam w ostatniej. Chciałam skorzystać z toalety, ale jakiś Cymbał mi się wrył. Zdążyłam wskoczyć w drzwi i zamknąć kluczem, ale ten klucz był zrąbany. Z obu stron drzwi taki sam, więc jak ja zamykałam to ten baran je otwierał. Mówił żebym sobie szła do damskiej, bo to jest męska.

No to przeszłam na lewo, bo na wprost była ta damska toaleta, tylko że tam stała długa kolejka, a w kolejce same Murzynki. Pomyślałam gdzie ja jestem.?

Zawróciłam do tej pustej męskiej, ale jej nie było. Szła teraz piaszczystą drogą, po lewej była najpiękniejszy sad jabłoni, bezkresny. Zaraz przy drodze błyszczał staw z krystaliczną wodą. Agnieszka mi teraz towarzyszyła, pracowała w tym sadzie, bo należał do rodziny w którą się wżeniła. I byłam na Czechach. Jabłonie dopiero pączkowały, całe były obsypane pąkami gotowymi do rozkwitnięcia. Pomyślałam, że mogłabym tu obserwować gwiazdy.

I przyszła jakaś staruszka, przyniosła mi zdrapkę. Zdrapka miała dwa złote pola. Na Górze wydrapałam coś o Kolbuszowej i jakimś zespole muzycznym, ale nie od drapałam dokładnie. Na dole pisało że wygrałam dwie opony, tylko jakieś cienkie, goodyer. Ale Agnieszkę to ucieszyło.

I powiedziała takie zdanie. Że staruszka miała zostać tancerka, ale ma zgrabną cipkę. I tak sobie powtarzałam: zgrabna cipka, zgrabna cipka…. Do czego to miało być.

I wyszła ta moja pielgrzymka, miała iść gdzie na lewo. Wszyscy się zebrali i zaczęli śpiewać. Powiedziałam, że ja jeszcze do toalety i poszłam do tej damskiej. Teraz była pusta i ciemno było jak w pieczarze. Na bramce był rozpięty poziomo drut i na odrzwiach też, ale ja to zauważyłam i przeszłam pod nim. Dziwna była ta toaleta, kamienna i chyba z palmami, brzydziłam się po ciemku, więc kucnęłam zaraz przy drzwiach na suchym. Nie mogłam rozpocząć akcji, bo ci śpiewali i śpiewali, jak zawodzące żydowskie płaczki. Ale dobre było to, że ich odnajdę, nie zgubie się, bo pójdę za tym śpiewem.