200 – Zapis 864

Sen z 22.01.2025

 

Byłam w domu rodzinnym, ale bardzo wcześnie bo stała chałupa mojej babki Stefanii. Obok stał taki wielki budynek jak internat, byliśmy tam na zgrupowaniu. Moja paczka była mieszana, nieduża, kilkanaście osób. Oni w dwustu, czarni młodzi ortodoksyjni Żydzi i do tego sami mężczyźni. Poruszeni byli, skupiali się w grupach i żywo rozmawiali. My związani z branżą gastro i od utrzymania porządku, oni z pogrzebową, ale to nie wiem skąd wiedziałam. Nikt tego na głos nie powiedział.

Jakieś to przejście było z tej chałupy prosto do tego wielkiego internatu, dziwne.

Zachciało mi się sikać, ale tak strasznie i przeszłam przez chałupę do komory, bo chciałam tam się opróżnić. Tylko że było mnie widać, więc wyszłam całkiem na zewnątrz. Kiedyś stał tam drewniany wychodek, tylko że z prawej go nie było, więc zwróciłam się na lewo by przycupnąć pod ścianą.

Jak kucnęłam zaczęłam się w spokoju rozglądać.

Na ścianie chałupy ktoś powiesił ogromny pęk białych lilii, ściętych jak do suszenia. I to były chyba moje lilie z mojego ogrodu, bo maja matka takich nie hodowała. Już chciałam się wkurzyć, ale pomyślałam że to pewnie Dominika i gniew mi minął. Trudno, zakwitną jeszcze raz. Wstałam i przypomniałam sobie, że ja kiedyś znalazłam tu obrączkę. Za chwile że nie, nie zalazłam tu. Wyciągnęłam swoje dłonie przed siebie. Miałam jedną obrączkę i pierścionek bez oczka, zaszły jakby wiekami leżał w ziemi. Stary i prosty, tylko na podwójnym rusztowaniu pod usadowienie jednego oczka. I myślę skąd to mam. Pierścienie były na prawej.  Przypominałam sobie że ja coś tam miałam w czereśni, jeszcze w takiej ukrytej dziupli, ale czereśnia już była wycięta. I że też coś znalazłam, ale pamięć mi jakoś szwankowała jakbym co dopiero wstała.