Zakodowana matryca – Zapis 97

Sen z 30.05.2020
Pierwszy sen to zakodowana matryca. Są to szybko zmieniające się znaki, linie kolory, fale i nie wiadomo co jeszcze, wygląda to tak, jakby patrzyło się na słońce i później mocno zacisnęło powieki, wtedy można zobaczyć takie mieniące się „wszystko” przed nami. Zawsze występuje to u mnie w pierwszej połowie nocy, dzisiaj jak się wybudziłam, to spojrzałam na zegarek i o dziwo, cały czas pamiętam godzinę, dosłownie tłucze mi się po głowie, to była 01:16, więc dlatego go wpisuję, chociaż nie mogę go opisać, bo to czysta kreacja.
W drugim śnie, byłam w biurze, ale bardziej jako obserwator. Widziałam jak biznesmen Krzysztof przyniósł fakturę czy umowę, na podstawie której trzeba było puścić przelew na parę milionów, ale zrobił dodatkową „podkładkę” na 400 tysięcy i kazał tą część puścić na konto jakiejś kobiety. Tak zamieszał z tymi papierami, że podejrzewam że nikt nie dojdzie, że ta kobieta dostała te pieniądze od niego.

Później znalazłam się w jakimś ceglanym budynku jak stara kamienica, wchodziłam schodami do góry. Weszłam do jakiejś sali i usiadłam przy stoliku. Mignęła mi w tłumie naburmuszona Lucyna. Miałam karty tarota przy sobie, tylko że mój „Boski Tarot” był zmieszany z jakąś inną talią, połowa kart wyglądała trochę jak klasyczne, czyli białe tło i jakieś czarne symbole na nich, ale nie przyglądałam się im dobrze, bo zaczęłam je tasować. Obniżyłam swoją stawkę za prognozę ze 110 zł na 38 zł. Dosiadł się do mnie jakiś mężczyzna z długim kijem i pomyślałam, że to pasterz albo pielgrzym. On siedział na skraju ławy, a ja w środku zrobiłam miejsce między nami, bo miałam mu położyć tylko cztery karty na ławie między nami. Mignęła mi też szara księga, lekko błyszczała jak polerowana.