Zaczynam odprowadzać za Bramę w Macierzankę – Zapis 711
Wybudziłam się w nocy. Leżałam na plecach, ręce miałam podniesione i zgięte w łokciach, a nogi do kolan odkryte i lekko rozsunięte. Na kostkach czułam zimne obręcze. Zaczęłam się zastanawiać czy mam przeciąg w sypialni, ale to nie możliwe. okna jeszcze nie otwieram, drzwi zamknięte. Zresztą obręcz obejmowała tylko kostki, na stopach i łydkach nie rejestrowałam takiego spadku temperatury. Dziwne Pomyślałam z uśmiechem że mnie coś za łapy trzyma i zmieniwszy pozycje zasnęłam i zaczęłam śnić.
Sen z 09.03.2024
Byłam w domu, ale nie wiem czy to było moje. Niby był Ojciec, ale ten nie był mój. Mieliśmy takie poletko pod lasem i On przygotował pod uprawę. Coś tam gadał żeby sadzić winorośl, ale oponowałam. Mówiłam że mam 12 krzaków od 2017 i stoi jak zaklęta. Ziemia po prostu się nie nadaje. No to że truskawki, ale ja myślałam o Córce i przekonywałam go żeby najlepiej posadzić fasolkę. Rośnie dobrze i najwięcej z niej pożytku.
Zaczął mnie gdzieś prowadzić, jak pod górę. Doszliśmy do krawędzi i zjechaliśmy ze skarpy pisaku. I znowu szliśmy przez jakieś bezkresne doliny i znowu doszliśmy do krawędzi. Spojrzałam w dół. Ściana była pionowa, ale patrzę!! Ojciec skoczył i od razu do niej mocno przywarł plecami. No to ja też i w sumie to nie pamiętam tego ślizgu, tylko myśl że do dna jest tysiące metrów.
Znalazłam się przy jakiejś drewnianej branie jak do miasta, ale w starożytności chyba.
Za bramą był ogród. Piękny, bo raz już nim przeszłam. Wiele gatunków kwitło, chociaż marzec dopiero się zaczął.
Na bramie wkładano zmarłych do trumien i ja szkoliłam się do tego „zawodu”. Miałam ich przeprowadzać. Moim pierwszym klientem było dziecko z Ameryki. Przywiozła je jakaś Baba pod te drzwi, a ja musiałam je przygotować. Dała mi poduszeczkę i jakąś szatę jak do chrztu. Partner cały czas jakby mnie asekurował. Trumna była dziwna, bo kwadratowa i wielkości 50×50. Otworzyłam trumienkę i zaczęłam układać to co miałam w rękach. Na szczęście ciała jakoś nie widziałam. Tylko czułam, bo było miękkie i wodniste. Powiedziałam nawet do Partnera że zaczyna się już rozkładać.
Zaczęłam mówić że ja jeszcze się „cykam”. Ale chodzi mi tylko o smród, nie wiem czy mnie nie pociągnie jak poczuje ten mdły zapach trupa. Ale tu było ok. Specjalnie zaciągałam mocno nosem, ale nic nie wyczułam. Układałam i patrzyłam, to co wystawało wyglądało jak spalone mięso. Jakiś facet mówił że mały miał wadę genetyczną i dlatego nie przeżył. Jak skończyłam to Dziecko zabrali za bramę. Ja też tam weszłam popatrzeć na ogrody.
Wchodząc szłam z tą baba od dziecka z Ameryki i opowiadałam jej Fakt autentyczny z tego życia. Pierwszy raz to, miałam to z moją matką. Jak zmarła 4 lata temu, to ubierałam ją do trumny. I wtedy zwróciłam uwagę, że ciało w moich rękach było jak szmaciane, a bratowa czy brat jak ją dotykali to robiła się sztywna. No takie dawała wrażenie, szczególnie przy ubieraniu butów. Ten który wkładałam wszedł jak w masło, a bratowa szarpała się z noga umarlaczki. Zaczęłam ja jej zakładać i też wszedł bez problemu. Nie mogłam wyjść ze zdumienia i często do tego wracam. Dlatego nie omieszkałam Babie tego powiedzieć. I kończę, że dawniej na wsiach były takie osoby co przeprowadzały zmarłych by ten się nie zgubił. A ona, że w Krakowie też były. Czyli Baba była z Krakowa.
Zaczęłam podziwiać kwiaty. Nie miałam telefonu, więc ze zdjęć nici, ale zerwałam sobie dwa kwiaty i włożyłam miedzy piersi żeby w domu sprawdzić jak nazywa się krzew. Zobaczyłam jakąś roślinę i nazwałam ją macierzanką. Ale teraz myślę, że to było coś innego.
Doszłam w końcu do skraju lasu. Stał tam taki kamienny domek zielarski, bo w środku byli jacyś Zielarze właśnie. Cały parapet mieli zastawiony metalowymi wiaderkami z ziołami, a przed domem cały ogródek zarośnięty. W ziołach było kamienne wejście do piwniczki. Podeszłam i urwałam garść jakiegoś suszonego zielska. Wąchałam, ale aromat był nikły. Zielarz wołała z okna.
-Pozwólcie dziewczynie rwać, patrzcie jak wącha. I pyta: – Co Tam masz??
Ja, że macierzankę i myślę co mi się dzieję z tą macierzanką…
Bo przecież czuję że to suszona lawenda…. odpowiedziałam jeszcze raz: – Lawendę.
Zielarz też zerwał, ale powiedziała, że czeka na świeżą, bo ta ma bardzo mało aromatu.