Wyspa czarodzieja w Oregon. Zapis 11
Sen z 15.08.2019
Zeszłam do piwnicy, bo chciałam poszukać wino na prezent dla koleżanki, towarzyszył mi partner (51/6). Piwnica była wielopoziomowa i bardzo stara, bo ściany i podłogi były z ubitej ziemi, a progi bardzo wysokie i chyba z kamienia. Gdy schodziłam do najniższego po to wino, to mniej więcej na średnim poziomie był warsztat. Pracował tam albo stolarz, albo rzemieślnik, bardzo skupiony na pracy, raczej młody 35-40 lat. Zwróciło też uwagę to, że było tam nieporządnie, ale tak normalnie jak przy pracy, bo w porównaniu z innymi poziomami, gdzie było czysto, bez zapachów i żadnych sprzętów, to dosyć się wyróżniało. Nie zwrócił nawet na nas uwagi jak go mijaliśmy, cały czas zajęty pracą.
Sen z 16.08.2019
W końcu doleciałam do USA, dosyć długo się pakowałam i była to bluza z długim rękawem, spodnie, kilka par, oraz majtki (kilka par) i włożyłam do walizki zamrożone mięso, które miało być w prezencie dla osoby załatwiającej pracę. Podróżowałam z koleżanką (12/3). Na miejscu zebraliśmy się w na otwartej poczekalni, tak jakbyśmy czekaliśmy na transport, dochodzili nowi ludzie i witali się z moją dalszą rodziną, do której przyleciałam, chciałam też się witać, ale pierwsza kobieta, do której wyciągnęłam rękę, popatrzyła tylko na mnie i nie podała swojej, więc olałam te konwenanse i usiadłam znowu na ławce i już tylko przyglądam się napływowi ludzi.
Ktoś zabrał mnie do jakiegoś obskurnego baru pełnego podejrzanych mętów i zaproponował mi drinka, poprosiłam o wodę i niestety zniknął, a ja musiałam przedzierać się przez podejrzane towarzystwo, żeby wyjść z tego lokalu. Znalazłam się na ulicy, czas jak 5 rano, pojawiły się dwa żule za mną i pokazywały mnie sobie palcem i mówili skąd jestem, nawet zdziwiło mnie to, że amerykańskie lumpy wiedzą skąd jestem, ale oni byli z Polski, tylko tam tak sobie żyli. Jakimś cudem znalazłam się na tyłach jakiegoś kościoła, całego zawalonego śmieciami, była to potłuczona na drobno biała porcelana, na stercie tych odłamków siedział jakiś mnich, młody, i modlił się do otworu w tych śmieciach, przez który było widać zapaloną świecę.
Zaczęłam spychać to dziadostwo, bardzo sprawie mi szło, tylko że poczułam wyraźny ból, spojrzałam na ręce, na lewej miałam pełno powbijanych odłamków, całe wzgórze Merkurego pokrywała czarna ziemia i ta porcelana, ale nie było krwi.
Kazałam zadzwonić mnichowi po komunalną (wywóz śmieci), żeby zabrali ten syf, który zepchnęłam za ogrodzenie, jak odwróciłam się za siebie, było już widać normalnie wejście do tego kościoła i było czysto.
Pojawił się ksiądz i coś tam mówił, ale nie jestem pewna o czym, pokazał mi rząd czegoś, co wyglądało jak zioła powieszone albo coś innego, pokazał na witkę żarnowca, poznałam go, bo rośnie niedaleko mojego domu rodzinnego, ludzie robią z niego miotły. W sumie to miała być taka piękna podróż, a tam brud, smród i ubóstwo.
Sen z 23.08.2019
Widziałam kumpla z podstawówki (61/7), wyszłam za niego i patrzyłam na niego z politowaniem i strasznie mnie wkurzał, bo cały czas przebierał nogami i nagabywał na prokreację, a mnie aż cofało, bo on chciał mieć dziecko, tak jakby dlatego się związaliśmy, po trzech razach „takiej sytuacji” założyłam czarne spodnie, bo wcześniej miałam sukienkę, ale były przetarte tak, jakby miały bliznę po cesarce. Nie zmieniłam ich, bo nie było widać przez tą szramę majtek. Powiedziałam temu chłopakowi, że żadnego dziecka nie będzie, bo teraz to ja robię karierę i zabieram się z moją menadżerką, widziałam jeszcze, że mam skarpety, ale aż dwie pary na sobie i z dziurą na palcu.
Szłam z menadżerka szeroką autostradą, w oddali widziałam zamek z wieżyczkami, taki bardzo bajkowy, i był na wielkiej górze. Moja towarzyszka miała rower ze sobą, ja nie. Zaczęłam biec na ten szczyt wielkiej góry na boso. Menadżerka najpierw szła obok mnie, a jak zaczęła sapać, to wsiadła na rower i jechała obok, droga była wyłożona brukiem (tak mi się wydawało, ale mógł być to popękany asfalt), wymiar kostki może 10 na 10 cm, nie raniły mnie wcale, patrzyłam na tą kostkę i na stopy i cały czas się dziwiłam, że biegnę i mnie nie ranią, potem zaczęłam biec jak na przełaj i zaczęły się igły pod stopami, bardzo długie i delikatne, tylko że były wilgotne i jak biegam, to już w ogóle szał, cudowne uczucie, coś mi się przypomniało, że ja to czułam jak byłam dzieckiem, grube, miękkie podłoże z mchem, fantastyczne, babka ledwo dawała rady mi dotrzymać kroku na tym rowerze, a ja biegłam i byłam niesamowicie szczęśliwa. Zobaczyłam jakiś ośrodek/kurort, z tego, co się orientowałam, to było w połowie drogi na szczyt, taka baza służąca do odpoczynku. Żeby dostać się do niego, trzeba było jeszcze zsunąć się po skarpie z żółtego piasku, zrobiłam to jak surfer z gracją, a moja menadżerka potknęła się i turlała się jak kaleka, ale była strasznie zmęczona tym pedałowaniem i była gruba.
Weszłam do budynku. Były tam tylko 2 kobiety, poza tym był pusty, na piętrze zobaczyłam białe kartonowe pudełko, była w nim cienka książka, jak broszura regionalna. Otworzyłam książkę, był tam Rozdział o miejscowości (12/3) i okolicach, w której się wychowałam, i etymologia mojego panieńskiego nazwiska (26/8).
Google (biegłam do morskiego oka, czyli na wyspę czarodzieja w Oregonie).
Sen z 29.08.2019
Widziałam swoje ciało, byłam obojnakiem i było to pokazane tak, żebym nie miała wątpliwości, że jestem dwupłciowa. Kochałam się sama ze sobą, miałam wszystkie atrybuty potrzebne do aktu.
Sen z 30.08.2019
Widziałam małego niebieskiego (lapis lazuli) ptaszka, opalizował na złoto. Wyleciało na mnie całe stado z drzew i ten jeden zaplątał się w sweter, był fantastyczny, mówiłam, że to zimorodek, ale jakaś kobieta mnie poprawiła, że nie i podała inna nazwę, ale nie zapamiętałam. Chodziłam z nim później wszędzie, a on ani się nie wyrywał, ani nie próbował uciekać.
Sen z 31.08.2019
Przejechali mojego partnera (51/6) walcem drogowym, przeżył i w sumie miałam dzwonić po pogotowie, bo osoba, która wcześniej została przejechana, nie przeżyła tego jednak, strasznie niemrawo mi to szło.
Pokazał się numer 112, ale to coś powiedziałam, a to coś innego, a to gdzieś poszłam, a w końcu gdzieś jakoś zgubiłam telefon, zresztą, on też nie bardzo chciał to pogotowie. Nie wezwałam w końcu. Był zaskoczony ta sytuacją. Sprawcy byli młodzi, może ze 20 lat, nie więcej.