Wściekły turkusowy Citroen – XZapis 820
Den z 27.10.2024
Byłam w domu, ale znowu nie wiem co to za dom. Byli rodzice, a ja miałam iść do szkoły, ale dopiero na 13:00. I przyjechał chyba mój Brat, ale tak jakby Syn i przywiózł jakiegoś kolegę. Na parapecie leżał mój kot, miała znowu nowy miot, cztery czarne kocięta. Za oknem ptaki, ale dziwnie, bo po jednej sztuce. Rozpoznałam Gila i reszty już sobie nie przyponem, ale było ich kilka i każdy inny. Gil najbardziej się rzucał w oczy z tym czerwonym brzuchem. Wszyscy pomagali naprawić samochód który kupiłam Córce, malowali go, przykręcali, szpachlowali żeby super wyglądał.
Kolega śmierdział jak żołnierz. Mieszanka brudu, potu, skóry i zakiśniętych szmat. Zapachowa bomba wybuchowa. Złapałam chyba też molekuły schizofrenii, bo skojarzyłam go ze znajomym. W jednej z prac właśnie mam chorego. Ale to było dobrze zamaskowane. Usiedliśmy z nim na kanapie. Gość złapała mnie za środkowy palec u lewej stopy i odwinął go z całej siły do góry. Boże!!! co to był za ból, normalnie mi go złamał, ale nic się nie odezwałam, bo nie wiedziałam o co chodzi. Zrobił to zdecydowanie, więc w jakimś celu. Zaczęliśmy rozmawiać. I jakoś od słowa do słowa, znowu zaproponowałam że go sprawdzę.
Poprosiłam o jego dłoń, chciałam zobaczysz jego energię, bo jakoś zasugerował że ją ma. Ustawiłam się i chciałam odrobinę przyjąć, ale jakoś mi ten wojskowy cały czas ruszał tą ręką. Zaczęłam mówić, że nic nie czuję, ale czułam. Między nim a mną była szczelna warstwa jakby ściśniętego powietrza.
Poprosiłam żeby spokojnie trzymał dłonie nad moim tylko wcześniej je roztarł żeby zaczęły pracować. Ustawiłam się z wierzchem do góry i powiedziałam że jak trochę przyjmę, to sobie zobaczę jaki jest. I wzięłam tą jego dłoń, ale chyba nie zdarzyłam ściągnąć energii, bo z nią wyszłam na zewnątrz. Oglądałam jego linie na lewej. Sprawdzałam małżeństwa i chyba tam były trzy, albo dwie. Ale jakieś takie nie udane, dziwne, jakby te związki były dziwne. I zainteresował mnie wzgórek Jowisza.
Była tam linia, najdziwniejsza. Przypomniałam sobie wtedy tą nazwę, ale teraz już nie pamiętam. Linia wygląda jak ornament, zaczyna się spiralnie od krawędzi i tworzy zarys jakiegoś zawijasa. Gość był chyba powiązany ze skorpionem, bo zobaczyłam jakiś sandał, właśnie w jego kształcie. Zaczęłam wracać do tego salonu i w dłoni teraz trzymałam telefon. Oddałam mu, popatrzyła na mnie, od razu zaprzeczyłam że go przeglądałam.
Przeszłam do gablot w głębi domu. Chciałam sobie wybrać jakąś biżuterie. W gablotach z lampkami były wszystkie precjoza które pamiętam ze swojego obecnego życia. Gabloty miałam małe żarówki, część już spalona i masę pajęczyn. Zaczęłam te rupiecie przeglądać i wzięłam do ręki mój pierścień z heliotropem bez oczka. Dostałam go od mojej imienniczki na urodziny i zaczęłam go nosić jak zaczęłam śnić. Wcześniej był za duży, musiał czekać 8 lat aż mi palce przytyły. Wyglądał w gablocie identycznie jak w tej chwili w moim pokoju. Jak przebierałam to pomyślałam że muszę kupić brakujące żarówki i trochę to ogarnąć.
Postanowiłam się przejechać Citroenem. Wsiadałam i jechałam jakąś drogą asfaltową. Nagle zaczął się żółty piach i chciałam zwolnić, ale chyba nie było hamulców. Jechał więc dalej i jakoś próbowałam utrzymać kierownicę. Wreszcie zatrzymałam się z impetem na skarpie. Piasek rozbryzgał dookoła. Wyszłam i zaczęłam go wypychać do drogi. O dziwo pchałam go sama. Leciutki była jak taczki.
Jak go wypychałam, to po prawej minęłam osła???. Stał w takim zagajniczku przy żłobie ??? Z lewej jakąś kobietę, szła w kierunku skarpy. Wreszcie wjechałam znowu na asfalt. Zaczęłam go oglądać. Cały lewy bok był pokiereszowany, tak jakbym wywróciła się na niego. Blacha była pogięta, a części tworzywa pęknięte. Citroen miała turkusowy kolor, zadziwiający i piękny. Przypomniałam sobie że mój brat go sprayował, więc no problem. Poprawi się. I tak stoję, patrzę i zachwycam się barwą i nagle samochód odpalił. Sam z siebie. Przez uchylone drzwi zobaczyłam cyfrę na czerwono 31. Wyświetlała się na zapłonie w miejscu światła.
Podeszłam bliżej do drzwi i ten samochód miała cztery głowy, wyłaniały się z niego jakby była istotą. I chyba sugerowała że mnie zostawi i sobie odjedzie, bo zaczęłam go prosić żeby pozwolił mi wsiąść. I zaczął zbliżać jedną z głów do mnie, miała baaardzo jasne włosy i chyba niebieskie oczy, chyba, bo tylko te włosy dobrze widziałam. Świetlisty jasny blond. I jakoś tak się mocno zbliżył, że pomimo tego że nie było pocałunku, to poczułam że napluł mi do ust. Taką kurwa małą kulkę na język za zęby. Wkurzyłam się i zaczęłam charczeć żeby to „zwymiotować” i w tym momencie On zaczął Ryczeć. Może jakby mi nie złamał palca, bo jakoś mi do tego nagle nawiązało, to może… bym to jakoś przełknęła….
Tak ryczał że wyrwało mnie ze snu.