Ulica Zielona – Zapis 485
Sen z 06.01.2023
Byłam w pracy. Dziwne dzisiaj to wyglądało, pomieszczenie było większe i biurka w boksach jak w korporacji. Siedziałam przy innym biurku, ale wracałam do swojego po jakieś zachomikowane gadżety. Byli z nami ludzie których nie znam. Ktoś z nowych zaatakował Aśkę o jakieś papiery, stanęłam w jej obronie. Już drugi raz, kiedyś w innej pracy też ją broniłam przed dwoma typami.
Znalazłam się w Kolbuszowej na ulicy Zielonej, chciałam wejść do jakiegoś domu. Byłam tam, ale nie wiem w jakim czasie, pamiętam tylko miejsce. Dziwnie szłam, bo jakby do góry, a powinnam iść w lewo.
Droga była piaszczysta i z wyjeżdżonymi koleinami. Miejscami błoto, ale szłam na boso więc co chwile wchodziłam na trawę, by na bieżąco czyścić stopy rosą.
Zobaczyłam mapę tej Kolbuszowej. Ale dziwne to było, byłam ustawiona jak od wschodu i ulica Zielona zaznaczona na zielono była najdłuższą ulicą w Kolbuszowej i główną. Od niej wychodziły jakieś mniejsze, a rynek był maleńki. Powyżej i wydaje mi się to już nastepne wsie, była linia zaznaczona na czerwono jak linia kolejowa, ale obecnie tam nie ma żadnych torów. Biegła równolegle do Zielonej. Nie mogłam się wyznać na tej mapie w ogóle.
Doszłam do końca ulicy i wyszłam jak w lasku sosnowym, od pól szli ludzie wiejską droga i psy. Jeden piesek szczególnie się do mnie łasił. Po lewej stały trzy na wpół rozwalone budynki jak pozostałości starożytnych ruin. Pojawił się mężczyzna, kobieta i znalazłam się w domu.
I to był niby mój dom, bo była tam jakaś moja siostra. Zaczęła mnie oprowadzać po tym domu. Byłam głodna zaczęłam sobie robić sałatkę z takim czymś dziwnym. Nie wiem co to, trochę jak ser czy tofu. Obok było ciasto wiec odłożyłam sałatkę, a wzięłam placka i zaczęłam jeść. Zaytałam gdzie mój pokój, siostra pokazałam i drzwi, weszłam i to był chyba pokój nastolatki, bo było brudno i za kanapą pełno petów papierosów. Firanka na wpół zerwana fruwała w oknie, w rogu na stoliku stał tort. Powiedziałam że strasznie tu śmierdzi. Zaczęłyśmy chodzić po tym domu. Okna były wyżej niż w obecnym budownictwie i białe drzwi też były wyższe, a w szczególności klamki. Weszłam do jakiejś bawialni, były tam lustra na całej ścianie i zobaczyłam w nich swoje odbicie.
Wyglądałam jak siedmioletnia dziewczynka, ubrana w długą białą koszule nocną, albo sukienkę prawie do kostek. Miałam ciemne włosy do ramion i gęstą grzywkę, równiutko przycięte. I próbowałam się złapać wzrokiem.
Ale wtedy coś mnie tknęło, by nie patrzeć sobie w oczy, bo usłyszałam gdzieś w tle, że w tym domu jest Energia, ale ta co jest na dziewczynce jest o wiele potężniejsza. I normalnie się bałam.
Bo nie wiedziałam czy tą Energią jestem Ja, czy ja tylko patrze. Nie patrzyłam sobie w oczy, bo bałam się że zamienię się z nią miejscami. Uwięzi mnie w lustrze, a jej świadomość wyjdzie po moim avatarze ze snu.
Kapnęłam się że jadłam, coś mi mówiło że nie powinnam tego robić. Próbowałam się pocieszać, że tylko ciasta, ale miałam stracha, że zostanę w tym domu już na zawsze.
W każdym lustrze widziałam siebie jako to dziecko i w każdym lustrze dziecko próbowało mi spojrzeć głęboko w oczy.
Znalazłam się przy oknie, wychodziłam z tego domu właśnie oknem. Wysoko było. Na zewnątrz była Kobieta i mój Partner. Do Ziemi miałam chyba ze trzy metry, zaczęłam zrzucać jakieś duperele które wyniosłam z domu, żeby łapali. I myślałam, że powieszę się na rekach na parapecie i jak puszczę to mnie złapią. Ale chyba partner stwierdził że to zbyt niebezpieczne, bo wyrwała maskę z zielonego samochodu jak z lat 50 które królowały w USA i podsunął bym mogła na nią wejść i tak mnie zsadził. Zrobił to bo byłam w ciąży i wolała nie ryzykować.
Wyszłam jak na stacji kolejowej, Oni wsiedli do pociągu, niby miałam z nimi jechać, ale z pierdołami w rekach weszłam w jakieś ruiny. Może nawet był to kościół, bo wysokie to było i pozostałości okien jak w stylu gotyckim.