Skalne głowy i pierścień z morganitem. Zapis 15
Sen z 02.10.2019
Byłam na otwartym terenie, towarzyszyły mi dwie kobiety, jedna niby przewodnik i druga koleżanka. Wchodziłyśmy na stok narciarski, ale nie było śniegu, tylko mokra rozjeżdżona ziemia. Wchodziło się bez problemu, na górze było dosyć dużo ludzi, poprosiłam o zdjęcie, żeby się na nim oznaczyć i podebrało mi nazwę w obcym języku (długa nazwa z literami, które miały też kropeczki nad sobą, wyraz zaczynała się na J). Kolejka była duża i ten zjazd też nie wyglądał zachęcająco więc zaczęłyśmy iść dalej dosyć szeroką drogą z wysokimi drzewami po bokach, prawdopodobnie iglastymi. W pewnej chwili, gdy odwróciłam się za siebie, zobaczyłam niesamowity widok, wielkie skalne głowy, i pomyślałam, czy ja jestem w USA? Ale nie, rozmieszczenie tych „tworów” było inne i bardziej przypominało głowę z wyspy czarodzieja, na pewno były prymitywne i wyraźne z oddali na tym paśmie gór. Najbardziej podobne było to do skalnych głów z Czech, dużo większe.
Sen z 03.10.2019
Byłam w kościele (tym samym, gdzie między innymi sprzątałam), stałam przy bocznym ołtarzu z lewej strony, przy ekspresie do kawy, i przypomniałam sobie jak na nim się pracuje. Dawno temu na nim robiłam kawę. Ale teraz za grzyba nie mogłam zrobić nawet zwykłego late, bo był skomplikowany, nawet dysza do mleka miała 8 funkcji, patrzyłam i myślałam, o rany, przecież ja już to robiłam i były 2 przyciski, skąd teraz tyle funkcji na nim, ale były ze mną 2 koleżanki (mieszkają w USA na stałe) i jedna nawet spokojnie i z uśmiechem pokazywała mi, jak zrobić tą kawę.
Kościół był cały wypełniony ludźmi, czekali na mszę, ale nasza obecność w tak innej roli jakoś nie była dla mnie dziwna i spokojnie ćwiczyłam, żeby zrobić dobrą kawę.
W pewnej chwili znalazłam się na starej ulicy, szłam szerokim deptakiem, miałam czarny płaszcz do kolan, rozpięty, białe spodnie i buty na grubych podeszwach i gdy tak się przechadzałam, przyglądam się przechodniom, było mi bardzo przyjemnie.
Sen z 04.10.2019
Byłam w New Jersey, oczywiście towarzyszył mi partner (51/6), widać było, że cieszył się z tego, że tu jest. Widziałam piękną, ciasną zabudowę, małe domki z kwiatami, pnączami i drzewami, nie było ogrodzeń, tylko środkiem biegła ulica. W środku domu, w którym byliśmy, też było ciasno, ale schludnie, zwrócił moją uwagę wypoczynek, na którym siedziałam, bo z podobnego obicia sama miałam taki 20 lat temu, był gładki, miękki i brązowy. Zapytałam kobietę, która usiadła obok mnie, jak daleko do oceanu, bo chce zobaczyć, a ona, że wczoraj była i że blisko.
Partner zabrał mnie na jakiś festyn dla Polonii, było to w parku i grała muzyka, usiadłam przy pustym stoliku i czekałam na niego, bo on witał się ze znajomymi, nagle ktoś do mnie się przysiadł i zaczął mówić, ale nic nie zrozumiałam, po chwili było tyle ludzi, że pomyślałam, że chyba wszyscy się do mnie przysiedli i coś mówili, a ja w dalszym ciągu nie rozumiałam, co do mnie mówią (słyszałam obcy język), ale na szczęście festyn się skończył i zaczęłam wychodzić z tego parku.
Miałam dzwonić po partnera, ale pojawił się, więc poszliśmy coś zjeść, w barze nie wiedziałam, co wybrać, w końcu wzięłam sushi, ale kobieta mi przyniosła chyba tatar wołowy, bo jak zaczęłam mieszać to mięso bez ryżu, to pod spodem było żółtko, najlepsze, że jak podawała mi talerz, powiedziała „sushi ze śledziem”, no ale w sumie to danie nie było złe.
Zobaczyłam jeszcze kartkę i swoje imię i nazwisko zapisane grubymi literami, nazywałam się Sandra Dumroc.
(tłumacz Google przetłumaczył w języku hindi „koncentryczny”)
Sen z 05.10.2019
Widziałam kilkakrotnie sznur i były to prawdopodobnie białe perły.
W międzyczasie byłam w jakimś mieście, ogólnie poruszałam się z GPS, znalazłam się przy jakimś dziwnym sklepie, postanowiłam wejść, tylko zrobiłam coś, co mnie zdziwiło, zakryłam naszyjnik, który mam na sobie (ten, który noszę w rzeczywistości z kryształów). Obsługiwał mnie jakiś gruby gbur, oglądałam te jego starocie, chyba z metalu, i nagle w moich dłoniach znalazł się duży pierścień. Oglądałam kryształ z uwagą, to prawdopodobnie był morganit, piękny, czysty kryształ bez zmętnień, zdjęłam swój z heliotropem (ten, który noszę w rzeczywistości) i nałożyłam ten na prawy palec Saturna, oglądałam swoją rękę z tym pierścieniem i w końcu nie pamiętam, czy z nim wyszłam czy nie. Wyszłam ze sklepu i znowu zaczęłam krążyć po mieście z GPS, zaczepiły mnie 2 młode kobiety, ale jedną przerzuciłam na ziemię jak zapaśnik i się odczepiły, doszłam do jakiegoś rozwidlenia i zapytałam jakiegoś faceta o drogę, coś tam mi wytłumaczył, ale jak odchodziłam, podniósł mi spódnicę i powiedział „chiński szyk”, odpowiedziałam mu „chyba twój ryj”, akurat miałam na sobie bardzo drogie majtki i wcale mnie to nie obraziło, a tylko wkurzyło.
(Wybudziłam się 3 razy w nocy w pozycji na plecach, proste złączone nogi, z rękami na biodrach i potwornym bólem na czubku głowy. Dosłownie jakby ktoś mi młotkiem przysadził.)
Sen z 07.10.2019
Widziałam kwitnący krzew, miał niesamowicie piękne kwiatostany, jasnofioletowe, wielkie podłużne eliptyczne płatki, im bliżej środka, tym miały więcej skrzących drobinek, tak jakby kwiaty były obsypane ametystowym pyłem (jak ta krata zabezpieczająca ze snu o kobiecie na poddaszu). Ze środka wychodziły płatki zawinięte w serduszka, tak że cały kwiat był niesamowicie rozbudowany, na zewnątrz było 8 symetrycznych głównych płatków, które były jakby podstawą kwiatu, całość ze średnicą około 40 cm.
Kwiaty na drzewie też były ułożone symetrycznie pionowo, po trzy w rzędach, także mogło być ich w sumie kilkanaście na tym drzewie. Nieodparcie przypominały mi kwiat lilii wodnej (mam je w rzeczywistości na stawie), bo dawały takie wrażanie wywoskowania. Jednak to ten efekt skrzenia był niesamowity, specjalnie krążyłam wokół drzewa, bo jak zmieniał się kąt światła, to wzmagał się błysk.
Zapytałam o nazwę, odpowiedzieli mi, że to inwalida.