Sekwencja się powtarza – Zapis 550

Sen z 03.06.2023

 

Byłam z Partnerem chyba pod Rzeszowem. Przechodziliśmy przez taki rów z wodą. Nie mogłam sobie poradzić, bo miała jakiś wózek, czy co, ale finalnie okazało się z była droga w poprzek. Jak przeszłam nią na drugą stronę, to zaraz wracaliśmy.

Było tam obejście, cudowne, tak stare że nie wiem jak go określić. Mały kurnik, lepianka i stary drewniany dwór, ale jego później zobaczyłam.

Chciałam wejść do lepianki, bo nigdy czegoś takiego nie widziałam, nawet teraz jak patrzyłam to odrywały się części, zamiast zlepionej gliny sypał się piasek. I nagle pojawił się człowiek jak Dżentelmen. Chyba jasno różowa koszula, kamizelka z łańcuszkiem, codzienny surdut. Powiedziałam do niego:

-Pan tu mieszka ??.

Odpowiedział z uśmiechem że tak. Zaczął nam to wszystko pokazywać. Po lewej zobaczyłam ścianę, wysoką na kilka metrów i też zaczynała się rozpadać na moich oczach.

Znalazłam się w samochodzie z Partnerem. Jechaliśmy jakąś dziwna trasa bo chciał mi coś pokazać. Wszystko było zalane miejscami. Płyneły takie płytkie strumienie, ale pewnie jechał. Jakieś rośliny i ryby widziałam, ale to nie było jak w tym klimacie. Chyba wysiedliśmy, bo wjechaliśmy do wioski. Wioska niby Cygańska. Ale wszystko stare i odrapane. Mieliśmy jakieś dziecko, Chłopca. Zaczęliśmy przechodzić przez Grupę ludzi. Tubylcy patrzyli na nas.

I oczywiście po prawej stał czarownik.

Czarownik był malowany na biało jakąś glinką. Miał w prawym ręku jakąś dzidę czy co. Był nagi, tylko w przepasce na genitaliach, albo i nie. Na przegubach i kostkach miała jakieś ozdoby. Ale za to na głowie miał coś jak tykwę. Wyglądało to jak beczka PCV, z wyciętą powierzchnią na okolice twarzy. Również wymalowaną na biało w mazaje.

I najlepsze jak się mijaliśmy, to wlepiłam w niego gały. On we mnie też. Wytrzymałam jego wzrok, chociaż było ciężko, bo ten znowu miał czarne ślepia. Całe czarne, razem z białkami. I jak go minęłam, to zerwał się z miejsca i poleciał do grupy mężczyzn. I zaczął coś żywiołowo im opowiadać. Pomyślałam że, On jest widzący i mnie „widział” i chciałam jak najszybciej z stamtąd odejść, bo nie podobali mi się ci ludzie.

Patrenr do mnie dołączył. Przebrał nasze dziecko za dziewczynkę. Rozmierzwił mu jasne włoski, założył sukienkę i szeroki pas i namalował różowe policzki. Niby że teraz nie mogli go porwać, teraz w przebraniu mógł spokojnie z nami podróżować

Weszliśmy do jednego z domów, była tam karłowata Cyganka. Inna coś przyniosła na okrągłej tacy, zaczęłam to mazać po stole i to był wosk. Bo szybko zasechł i można było skrobać palcem. Chyba wkurzyła się na mnie za to, ale zabrała i nic nie powiedziała.

Dostałam jakiś prezent od karłowatej, ale za cholerę nie wiem co. Na pewno dostałam, bo poczułam się zobowiązana, a nic ze sobą nie miałam. Zaczęłam opowiadać, że jej rasa ma trzy charakterystyczne cechy. Chociaż rodzą się czarni, to z wiekiem ich skóra nabiera złotego odcienia i pięknie lśnią. Bo to właśnie widziałam na grupie ludzi, matki które trzymały dzieci na rękach lśniły na złoto, a maluchy były jak węgielki. Moja Cyganka rozświetliła się na te słowa. Zobaczyłam że coś wyciera jakiś talerz i sięga pod spódnice. Patrze, Ona robi to rajstopą. Ale rajstopy ma jak na trzymetrowa kobietę, bardzo grube, tkane. Jedwab przeplatany ze złotą nitką, bo te rajstopy lśnią jak jak te dwa materiały. Jej oczy zrobiły się takie piękne jak hinduski.

Zapytałam ją dlaczego ma takie rajtuzy, już nie odpowiedziała.

Bo znalazłam się w mojej gminie. Jechałam rowerem. Za chwile zaczęłam schodzić po schodach które były z samych metalowych elementów, brakowało wszystkich drewnianych stopni i podestów. Ale z tym poszło mi świetnie. Po prawie dwóch latach jogi na rękach podciągam się jak małpa. Nogi już nie są mi potrzebne do schodzenia.

Jechałam drogą do domu. Po prawej budowali dom i jakiś młody mi machną. Odniosłam wrażenie, że młody buduje dla nas, w sensie dla mnie i siebie. To było dziwne…

Dojechał do domu, zobaczyłam że na podwórku zrobili boksy, bulwa była na wierzchu i przez to pękła . Pomyślałam, że muszą te rośliny dobrze obsypać. W bramie pojawiły się dziewczyny z tego domu od poręczy, zamachały więc podeszłam. Jedna zaczęła narzekać, że jej tam coś wisi, a chce dobrze wyglądać na ślubie. Ja też miałam na nim być. Powiedziała, że ja cały czas ćwiczę i wymieniam jogę, rower, parkur. Parkur to miałam być taki przytyk do tych schodów. Zaśmiałyśmy się wszystkie. Ta co zagadała teraz pokazała mi co leży na drodze na wprost mojego domu rodzinnego.

Na asfalcie leżał strój, jak Świętego Mikołaja, ale złoty Ornat. W dwóch częściach, do tego chyba peruka w kolorze mahoniu, długie kręcone włosy. I zaczęliśmy rozmawiać że to przebierańcy, którzy zatrzymują ludzi i udają, niby coś tam dobrze robią, ale robią źle. Wtedy usłyszałam z boku męski głos:

-Sekwencja się powtarza.

Te dziewczyny chciały żeby to wytłumaczyć.

Mówię, że to jest wtedy gdy w szatę prawdy ubiera się zło. Dlatego to się rozpadło.

I teraz już byłam w izbie. Leżałam wsparta na ręce i opowiadałam że to pewnie gnojki ubrały się ornat świętego Mikołaja i pokazywali ludziom jacy są dobrzy, a tak naprawdę to ich naciągali. Pokój był w najpiękniejszym błękitnym kolorze. Na ścianach wisiały dwa duże święte obrazy, takie co były najmodniejsze 100 lat temu. Ściany były wapnowane zaprawą i pakułami, bo spod zaprawy wystawał zarys drewnianych bel.

I tak sobie gadam i gadam i wszedł Szkaradek do środka. Powiedziałam.

-Dzień dobry panu.

Spojrzał na mnie oburzony, więc dotknęłam jego lewej dłoni w pocieszającym geście i powiedziałam.

-Proszę Księdza, przepraszam, to z przyzwyczajenia. Rozchmurzył się…. o dziwo uśmiech był szczery.

Był szczery, bo Szkaradek był bardzo młody. Ja go takiego w tym życiu nie pamiętam, czyli mogłam wtedy jeszcze nie żyć. Być może to był moment, gdy był u progu kariery. Kiedyś był proboszczem mojej parafii.