Rower nie ma hamulców, a na łące mam ołtarz – Zapis 66
Sen z 08.04.2020
Byłam u siebie w domu, miałam jechać do Kolbuszowej pomóc Joli z daniami na wynos. Wsiadam do samochodu i odpalam, cofam, patrzę, widzę na podwórku czerwonego tira, myślę skąd? ale zaraz przypominam sobie, że mój partner nim przyjechał z pracy, samochód mi zgasł. Odpaliłem jeszcze raz i za chwilę znowu mi zgasł, pomyślałam że obroty ma za niskie, ale jak będzie szybko jechał, to będzie ok. Od domu do drogi krajowej mam ok 100 m, jak dojeżdżałam do „krajówki”, to na łące po prawej zobaczyłam coś jak okrągły ołtarz, cały w kwiatach, i obok krzyż, też cały w kwiatach. Pomyślałam skąd to? ale przypomniałam sobie, że partner mi to przywiózł, tym tirem, bo chciałam sobie te kwiaty z „tego” oberwać. Wyjechałam na drogę, mój samochód zmienił się w rower i jadę, z prędkością światła 😉 chyba, zadziwiająco lekko, po drodze minęłam sporo rowerzystów, grupę ludzi w pomarańczowych strojach (szli jak zbłąkane owce środkiem drogi) i wyminęłam tira, ale tu fajna sprawa, bo gość zjechał maksymalnie na prawy pas, tak że jechał poboczem. Jak go mijałam, to podniosłam rękę w geście podziękowania, odmachał. Na ulicy prawie same stare babki rowerzystki i ja, jadę jak błyskawica, patrzę, nie mam hamulców, ale w końcu machnęłam na to ręką, pomyślałam, że nic nie może mi się stać. Dojechałam do restauracji w której miałam pomagać Joli przy „wynosach”, pakowałam zieleninę w folię i zawijałam to jako sałatę do pizzy (i powiem tak, ja jestem związana z „branżą gastro” i takiego głupiego pakowania w życiu nie widziałam,) raz źle zapakowałam, to Jola poprawiła, zwinęła „w rulon”.
Do baru weszła jakaś znajoma i zaczęła niby płakać, bo klient ją obraża. Za chwilę weszli ci klienci. Chciałam zainterweniować, ale patrzę na kobietę, a ona ma taki dziwny uśmieszek, pozostali też jacyś dziwni. W ogóle jakieś mają takie „gęby pokraczne” i wyglądają jak karły. Gość powiedział, że „30 sekund”, a ja to zrozumiałam, że tyle potrzebuje (ta zapłakana kobieta), żeby mieć orgazm i ona wtedy się uśmiechnęła lubieżnie. Postanowiłam się między pokraki nie mieszać, prawdopodobnie takie mieli miedzy sobą relacje, szczególnie że wszyscy wyglądali jakby mieli ten sam defekt genetyczny. Jola już była gotowa, żeby jechać z „wynosem”, wyjrzałam za drzwi, czy mój rower jest, leżał obok drugiego lokalu, dała mi buty, żeby założyć, piękne, miękkie buciki, białe z jasno-różowymi paseczkami, troszkę jak sportowe, ale takie niesamowicie wygodne.