Rada indiańska – Zapis 548

Sen z 31.05.2023

 

Byłam w swoim domu. Przyjechałam Monika. Powiedziałam że przytyła, a Ona była w ciąży. Ściągnęłam jej z palca wskazującego pierścień, bo mi się podobał. Był wielki z metalu, kamienia i na szczycie miał wielki mleczno-różowy kaboszon jak oko. Cały czas go ruszałam i okazało się że wszystkie łączenia były czymś jak silikon. Pracowało to przy ruchu. Tak jakby naprężenia równo miały się rozkładać. Nagle! jakoś to się rozsypało. Nie wiedziałam jak to oddać. Najlepsze!! w częściach było teraz coś jak procesor i kawałek przewodu. Bardzo cienki i bez izolacji. Pomyślałam że może świeci w nocy, albo to jakiś nośnik pamięci.

Znalazłam się w domu rodzinnym. Coś tam robiliśmy z Partnerem, bo moja Matka miała wrócić ze szpitala. Barat mówił że dostała wypis. Miałam powiedzieć;

-No i co znowu będziemy ją chować?..

Bo nie żyje od dwóch lat. Ale sobie odpuściłam, nie chciałam wyjść na ćwoka. Zastanawiałam się czy w ogóle ksiądz może kogoś pochować jeszcze raz. Miałam jakiś kartom w rękach, chciałam położyć na jakimś łóżku. Dziwnym. Nigdy nie stało u nas takie, w takiej orientacji. W tej orientacji stały dwa, ale na środku, nie przy ścianach. Partner powiedział żeby nie stawiać, bo tu Matka będzie leżeć. Weszłam do naszego pokoju za kuchnią. Ciemno było i straszny bałagan. Nagle coś usłyszałam, jakiś szmer. I zobaczyłam nogi. Pod szafą leżał na płasko Piotr. Złapałam go i wyciągnęłam, przyleciał Partner i zaczął go obracać. Nie wiemy czy chciał coś ukraść, czy tylko podsłuchiwał. Chyba wywaliliśmy go przez okno.

 

I znalazłam się na wolnej przestrzeni. W wiosce indiańskiej, ale nie wiem dokładnie gdzie. Mieli dosyć grube ubrania, więc to nie była Amazonia. Wyglądało to tak jakbym przyszła do Rady. Było ich trzech, Stary Wódz, jakiś Drugi i ten Trzeci co mnie przyprowadził.

Stary był sceptyczny. Trzeci mu coś tam o mnie tłumaczył a Stary odpowiedział, że;

 -Pies to za mało..

Jakoś podeszli do mnie. Teraz ze Starym i Drugim był jakiś Komiwojażer. Coś im tam wciskał i zachwalał. Stali przy mnie, a to coś leżało na ziemi. Jakoś to Komiwojażer nazwał kanju, kajen, kłajniu… Nie wiem.  Że w tym miał być Duch i w ogóle .. ja tak patrzę na to i mówię;

-Przecież to baryła ziemi na kawałku deski.

Bo tak to wyglądało takie to było ulepione jak z błota w koślawą formę. Wszyscy na mnie popatrzyli i Komiwojażer gdzieś się ulotnił. Stary za to wydał zgodę ( nie wiem na co) bo pojawił się Trzeci.

Baby z boku się przyglądały. Wyglądały jak kwoki na grzędzie. Ja z tą trójcą stanęłam na czymś jak desce i zaczęła się ceremonia. Ktoś przyniósł jakąś butle i każdy wypiła po szklanie. Ja odmówiłam, bo nie piję, ani na żywo, ani na nieżywo. Oni mnie namawiali, ja że nie mogę. I myślę, jak ja wejdę w ten trans…

Złapaliśmy się się już za ręce tworząc koło. Oni w pewnej chwili odchylili się do tyłu wznosząc oczy do góry. Stary miał najlepsze, całkowicie czarne, lśniące, ale z widocznymi obrysami źrenicy na tęczówce i wyodrębnieniem białka. Tylko że też było czarne. Pozostali raczej w granatowym czy indygo. Bez rewelacji. Ja stałam na trzeźwo i już chciałam się złamać, no ale nie, bo to etanol. Chociaż to musiał być jakiś bimber i nie wiadomo co. No ale był etanol ..

Oni jakoś ustawili się pod ścianą jak w zadaszeniu. Z prawej przeszła grupa dzieci. Baby powiedziały że „wygląda jak kuleczka”. Z chłopcami ubranymi na ciemno szła w czerwonym cekinowym stroju dziewczynka. Miała tyle warstw na sobie, że rzeczywiście wyglądała jak kulka.

Siedziałam już w siadzie skrzyżnym, tamci już odlecieli co było widać po ciałach. Myślę sobie i co ja mam zrobić, jak ja tylko w śnie to robię, przecież nie zasnę tak od sobie.

Ale patrzę, leży jakiś pudełko obok mnie. Coś tam było jak kadzidełko, nazywało się ecobano, ecobaco. nie pamiętam dokładnie. Powiedziałam Trzeciemu, że spróbuje z tym. Zresztą chyba oni też coś tam palili zaraz po tym jak usiedliśmy.

Podał mi taki  zapalony cienki korzonek. Zaczęłam wdychać. Przyjemny był zapach, typowy, ale nie gryzący. Baby powiedziały;

-Tak, Tak weź się tym dobrze okadź.

Stwierdziłam że dobry pomysł i wstałam. Z korzonka zaczął teraz wydobywać się taki dym jak z pożaru. Dosłownie stałam w białej chmurze. Wciągnęłam ogromny haust dymu. Poczułam jak zaczyna rozsadzać mi płuca. Dosłownie całą mnie wypełnił, całe ciało i brakło mi tchu.

Obudziłam się. Miałam przyspieszony oddech i jakieś takie dziwne podekscytowanie, jakby rzeczywiście coś tam we mnie krążyło zamiast tlenu.