Portal na placu Wszystkich Świętych – Zapis 710
Sen z .1.03.2024
Byłam w Kolbuszowej na placu kościelnym przy Wszystkich Świętych. Na południowej ścianie. Jak byłam już przy wyjściu od dzwonnicy, to nagle wszystko się zmieniło. Zrobił się ciemno, mury jak średniowieczne i jak opuszczone. Zaczęłam tak dziwnie schodzić, bo wyglądało jak remont starego zamku, ale zatrzymałam się przed samymi schodami. Na ścianie świątyni od rynku pojawił się napis. Stwierdziłam że zapamiętam, bo nawet dobrze widziałam. I niby przeczytałam, ale był po łacinie i teraz już nie powtórzę. Im bardziej się wpatrywałam tym więcej znaków pojawiło się na kościele. Były to ciągi liczb i i liter szeregowane po trzy lub cztery. Zapamiętałam na przykład ABC i ABCE. Takich Znaków na kościele było tysiące. Im dłużej patrzyłam tym więcej się pojawiało i wszystkie mogłam odczytać, chociaż panował półmork.
I teraz już nie wiem do końca co się działo. Zrobiło się nagle jasno, jak w lipcu w pełni dnia. Pojawił się najpierw jeden i potem drugi i zaczęli mnie oprowadzać. Miałam wrażenie że to jacyś mnisi, ale bez płci i bez koloru. Bo wszystko mi się pomieszało tak jakby do jednego ciała wrzucił kobietę, mężczyznę, białego i czarnego. Ale byli dla mnie mili. Zagadywali i coś mi tam pokazywali. Cały czas byliśmy tylko na tej jednej ścianie placu. Zaczęliśmy iść w stronę wylotu Mickiewicza.
Po lewej mieli taką rabatę jak ogrody. Pokazywali mi rośliny. Pytałam o nazwy i zapamiętałam tylko tamaryszek, bo był jakiś dziwny, inny niż ten który u mnie rośnie. Innych roślin nie znałam, więc nawy też mi uleciały, ale wszystkie oglądałam i podziwiłam. Już chciałam się wrócić, ale podprowadzili mnie jeszcze do takiego krzaka winorośli. Całego gęsto obsypanego winogronem. Ja od razu się pochwaliłam że jestem Winiarzem. Owoce mi się zmieniały, raz były maleńkie, a raz wielkie jak śliwki. Patrzyli na mnie, więc zaczęłam próbować żeby określić dojrzałość. Dziwne, ale owoce nie mały pestki, a przede wszystkim na tym chciałam im pokazać, że jak chrupie to gotowe do robienia wina. Smaczne było, ale nagle zobaczyłam pleśń. Taką jakąś dziwną. Być może szlachetną, ale zawołałam ich bliżej. Urwałam wielką jagodę winogrona i dawałam im pod nosy. Zrobił się tłum wokół nas. Wiele osób wyszło ze świątyni. Myślałam, że mnie ktoś przegoni, ale nie, wszyscy byli przyjaźni. Powąchałam pierwsza, żeby upewnić się co do aromatu i podsuwałam im pod nosy na zmianę pytając.
– Czujesz to, skup się, czujesz?
Jagoda miała wyjątkowo czysty aromat drożdży i raczej była to szlachetna, dla mnie pachniała jak chleb. A oni to byli jacyś zdezorientowani, tak jakby coś czuli, ale nie mieli odpowiednika zapachowego w umyśle i nijak nie mogli go połączyć skojarzeniowo.
Chcieli mnie zabrać do środka, ale chyba ktoś ważny się pojawił i powiedział żeby mnie odprowadzili. Coś dostałam od nich, bo jak wychodziłam przez wyjście na placu na wprost wylotu Mickiewicza, to miałam jakiś tobół.
Przeszliśmy przez ulicę i Oni mieli wpaść pod samochód żeby wrócić do siebie. Ja nie wiedział, czy też mam czy nie. Stałam i patrzyłam na samochody jak jadą od strony cmentarza. Światło nadal było jak w lipcu i takie świetliste i migotliwe jak przez koronę drzew. I tak stoję i podszedł do mnie taki mały człowiek, a z metr sześćdziesiąt, jak ja. Wyglądał jak Adam Sandler. Powiedział do mnie że jestem flirciara i dobra, wskazał na moje serce i zapytał.
– Czy mogę wejść?
Normalnie zapytał czy może we mnie wejść, nie jak inni przez plecy, albo po kryjomu, tylko normalnie stanął przede mną i zapytał. Odpowiedziałam ze śmiechem;
– Nie ma mowy.
Ale takie to było „prawe”, że nie zdziwiłabym się jakbym tego Adam przewiozła w sobie, tak by mógł zobaczyć coś moimi oczami.
Wcześniej, zanim znalazłam się na placu kościelnym rozmawiam z Natalią. Coś tam mówiła o swoim dziecku. Wreszcie mnie zapytała, nie wiesz czyje to dziecko ? Okazało się że kandydata na burmistrza. Zobaczyłam jeszcze cztery kobiety i wszystkie już z ułożonym życiem. Wszystkie miały dzieci z kandydatem. No to pytam Natalii, no w końcu ile on ma tych dzieci. Wychodziło mi że 7. Natalia mówiła ze On cały czas na nie łozy i dlatego potrzebuje tej posady, by mógł je nadal utrzymywać.