Oko Opatrzności – Zapis 51

Sen z 27.02.2020
Widziałam dzikie gęsi w locie, były ciemne i dosyć duże. Było ich może kilkanaście. Nie leciały w klasycznym kluczu, ale zachowywały się bardziej jak motyle, tworzyły stado i fruwały w kółko jakby rozmawiały ze sobą.

Sen z 03.03.2020 (Pierwsza noc w obcym domu)
Widziałam Oko Opatrzności, a męski głos powiedział, że to, co mówię, to nie są prognozy, tylko tak jest. Później byłam w jakiejś zabudowie, miałam na sobie długą, zieloną, prawdopodobnie aksamitną suknię do samej ziemi. Jak rozglądnęłam się po obejściu, na którym byłam, zobaczyłam, że pod zadaszeniem ogromnego ganku był stół, a przy nim siedziało kilkunastu mnichów. Byli ubrani w szmaragdowo-zielone habity, w identycznym kolorze jak moja suknia, mieli też kaptury złożone na plecach. Ja szłam z grupą ludzi do budynku, który na upartego mógł przypominać skromny kościółek, weszłam na podest (coś jak wiejska podłoga do tańczenia) i potknęłam się, ale zamiast upaść, zrobiłam idealną gwiazdę jak rasowa gimnastyczka i byłam z siebie niesamowicie zadowolona, bo pod suknią standardowo nie miałam bielizny, a suknia nie zsunęła się nawet powyżej kostek przy przewrocie. Popatrzyłam na mnichów, a oni na mnie, jeden nawet podniósł się z ławy, żeby lepiej widzieć. Byłam też świadkiem wypadku, kogoś przejechał traktor i rozwalcował go jak naleśnik.

Sen z 10.03.2020 (Ostania noc w obcym domu)

Pokazali się lokatorzy, w śnie nazwałam ich „duchy”. Skandynawski blondyn, ustawił się frontem, pokazał twarz, regularne rysy, żadnych cech, po których można go rozpoznać, typowy jak z reklamy. Czarnowłosy Syberyjczyk czy ktoś, kto skojarzył mi się z Eskimosem, tylko łagodniejsze rysy, tego zobaczyłam lewym profilem, reszta to jakieś smugi, nic nie jestem w stanie powiedzieć o wyglądzie. W liczbie 5.

Byłam też na uniwersytecie, zgubili mi bagaż, a ja zgubiłam jakąś bransoletkę-zegarek, którą nosiłam na prawej ręce. Barmanka pomagała mi, szukała, ale chyba nie znalazła. Serwowała dania, dostałam od niej jajecznicę, a czterech młodych mężczyzn, którzy też dosiedli się do tego baru, również dostali od niej jajecznicę, tylko że z boczkiem i na wynos. Później znalazłam się w tłumie, wszyscy wychodzili z tej uczelni. Zobaczyłam kogoś w tłumie i zaczęłam wołać „Wojtek, Wojtek…” myślałam, że to kolega z liceum, ale jak się odwrócił, to stwierdziłam, że się pomyliłam, bo to nie był On. Po jakimś czasie dzwoniłam znowu do dziekanatu na tę uczelnie, zapytać o tą bransoletkę, czy znaleźli ją w szklance, ale kobieta w słuchawce powiedziała, że Szef jest chory, a Ona Elżbieta będzie miała zwolnienie od środy. Bransoletka to ciemna opaska która swoim wyglądem tylko przypomina zegarek, bez wzorów, tylko z okrągłą częścią na wierzchniej części nadgarstka.