Mężczyzna z blizną jak Ja – Zapis 449

Sen z 07.10.2022 

Wybudzenie 5:50 08.10.2022

 

Widziałam Mężczyznę z identyczną blizną na twarzy jak Ja.

Staliśmy na wprost siebie i widziałam go jak odbicie lustrzane. Na początku myślałam że podobna tylko, ale im dłużej się wpatrywałam, to widziałam że jest identyczna. Tylko że moja jest subtelna, zrobiłam ja uderzając twarzą o kostkę brukową 01.02.2020. Została zaopatrzona 4 szwami, a jego była wyraźna i tak jakby szycia nie widziała. Mężczyzna był mody, piękną miała twarz, szlachetną, mógł mieć ze 20 lat, głowę miał ogoloną na zapałkę, dosłownie zerowe owłosienie. Nie zwróciłam uwagi na uranie, ale chyba było luźne, bo zafrapowała mnie ta blizna, szczególnie jak zorientowałam się że mamy takie same, w tym samym miejscu.

Znalazłam się na jakimś szkoleniu. Weszłam do windy i zjechałam w dół. Za chwilę wracałam, ale sama do góry i teraz były trzy. W windzie po lewej ktoś był, więc podeszłam do środkowej, ale zaraz wyszłam bo miała strasznie powyginane drzwi. Weszłam do prawej, te drzwi tu też były powyginane jak karoseria w wypadku samochodowym. Zaczęłam jechać i znalazłam się w autobusie, trzymałam się uchwytu u góry. Była ze mną tylko kobieta kierowca. Weszłam do jakiegoś kompleksu. Zaczęłam iść za grupą znajomych, w tym jednym żeglarzem. Nie mogłam sobie przypomnieć jego nazwiska i imienia, chociaż mam go na fb. Coś tam powiedziałam niby żartem do niego. Ale teraz przy wpisie też nie mogę sobie przypomnieć jak się nazywa.

Zaczęliśmy iść jak basenem chyba, czy parkiem wodnym, tak mi się wydaje, bo nigdy nie byłam. Ale byliśmy jak na pietrze, na balkonach, wszędzie była roślinność jak w palmiarni, a no dole był wielki basem. Moi znajomi co szli przede mną, mieli długie ręczniki na plecach jak legioniści czy czarodziejskie peleryny. Doszliśmy do takiego spływu i Oni spłynęli, a ja nie, bo byłam w jakimś grubym uraniu jak kombinezon i z telefonem.

Spływ wyglądała tak, że środkiem była płaska powierzchnia po której spływała woda a po obu bokach były schodki, wyglądały jak kamienne. Powyżej miejsca gdzie kończył się spływ i człowiek wpadał do głównego basenu była półka którą gdzieś się szło dalej, nawet nie wiem gdzie. I chodziło o to by tam wejść, tylko że ja byłam jak puchówka i z telefonem.

Była ze mną Agata z Krakowa. Sprawdzałyśmy jak to zrobić. Agata też miała telefon, ale też tylko lekką sukienkę na sobie. Zobaczyłam że  z lewej po schodkach wychodzą jakieś dwie dziewczyny, więc pytam jak daleko jest ta półka na dole od ostatniego stopnia, żeby wiedzieć czy w ogóle doskoczę. Ale z tego co mówiły wyglądało, że będzie trudno. Nagle zobaczyłam, że Agata weszła do spływu i gramoli się w dół po prawych schodkach, ale ją ściągnęło i już widziałam jak ślizga się na spływie z podniesionymi nogami do góry. Dosłownie jak noworodek w kanale rodnym. Stwierdziłam że wole nie próbować tych akrobacji, bo zaleje telefon i całe ubranie. Później tego nie wysuszę i będzie mi zimno cały czas.

Wzięłam jakieś dziecko za rękę i mówię:

-Chodź, obejdziemy to dołem.

I znaleźliśmy się jak w skansenie. Boże! jakie piękne rosły kwiaty na obrzeżach ścieżki. Same takie starodawne, sielankowe, wiejskie. Ile tam było gatunków, też innych, oprócz kwiatów. Chciałam coś popstrykać, ale ten mały mnie ciągnął do takiej chałupy. A te kwiaty to jak moje marzenie, nawet teraz mam uśmiech na twarzy bo wciąż widzę jak to pięknie wyglądało.

Przy tej białej chałupie był jakiś pokaz dla przechodzących, bo na spotkanie wychodzili nam zbójnicy, w czapkach jak Rumcajs. My ze śmiechem schowaliśmy się do stogu siana czy słomy, który stał przed obejściem. Czułam jak oni nas zawzięcie szukali. Wkładali te swoje ręce w słomę. Po chwili wyszliśmy i poszliśmy dalej. Weszłam do czegoś co wyglądało jak dworek, bo lepiej było wykończone i miało dużo pomieszczeń. Przeszła przez pokój w którym stało tylko łóżko z pierzyną przykryte arrasem. I weszłam w takie półciemne pomieszczenie, na wprost miałam bardzo jasne, chyba sale lekcyjną.

W środku była młoda kobieta, mierzyła starodawne sukienki ślubne. Stałam i patrzyłam, chyba nawet chciałam, bo nagle zaczęła mnie ubierać.

Trochę miałam opory, bo wydawało mi się że nie mam stanika, ale jak machnęłam ręką na to, że będzie widzieć moje piersi i się rozebrałam, to okazało się że mam na sobie ciasny czerwony gorset. Ściągnęłam coś z siebie i to chyba była suknia, bo materiału było tyle co na grecką togę. Zaczęła zakładać na mnie jakąś bluzeczkę z cekinami i kryształkami. Jakieś takie dziwne na ramiona, też białe, zabudowane jak zbroja. I coś tam jeszcze. Poniżej leżał biały cieniutki czepiec i jeszcze coś, ale tego w ogóle nie ruszała.

Zaczęła mówić że jestem taka piękna w tym stroju. No to chciałam zrobić sobie zdjęcie. Ale ona, że jeszcze nie, bo brakuje spódnicy. Myślałam że leży na stole, bo widziałam taki srebrny materiał w jakieś inne kolory, ale jak go dotknęłam, to okazało się że to obciągnięte materiałem pudełko, odwrócone do góry dnem. No to mówię, że do pasa niech mi robi tylko, ale zaraz stwierdziłam że może fajnie było mieć całej sylwetki. Ta kobieta zaczęła mówić że spódnica jest w piwnicy i zaraz ją przyniesie, tylko ta guwernantka która jest w sali obok gdzieś wyjdzie, bo nie chciała żeby ją nakryła na tej wycieczce. Widocznie do piwnicy był  bezwzględny zakaz wejścia.