Loggia Bernarda – Zapis 768
Sen z 07.07.2024
Na początku byłam w pracy, ale ja już tam jestem jedną nogą i cały czas myslałam żeby gdzieś tam wyjść.
Poszłam więc na jakieś zgrupowanie lumpów czy żuli, nawet nie wiem po co. Zainteresowali się mną. Musiałam się z jednym przepychać. Po chwili podeszło jeszcze dwóch, więc jednego ugryzłam w rękę. Stare a działa, patrzył obolały, ale już nie odważył się nikt wyciągać łapy do mnie. Przyszłam po mnie Córka i udałyśmy się do domu gdzie nocowałyśmy.
Dom był Bernarda, chyba kupił go po tym jak rozstał się partnerką. Bernard to gruby, zarośnięty typ, bardzo pomocny. Użyczył nam dom na noclegi.
Tylko że ja nie pamiętam ani jednego dnia z pobytu u niego. Nawet zapytałam Córkę ile tu spałyśmy. Powiedziała że miesiąc. Zaczęłyśmy wchodzić na górę. Stare to było jak kamienica. Miało dwa albo trzy pietra. Na naszym pietrze było jeszcze jedno niby mieszanie. Wiem, bo ja miałam opory by wejść do naszego. Na korytarzy do naszego mieszkania widziałam wycięty pusty kwadrat w podłodze. Powiedziałam, że nie przejdę, bo spadnę na schody na dół i jeszcze się połamie albo zabije. Ale z mieszkania z naprzeciwko wyszła kobieta z córeczką i mówi że przejdę bez problemu.
I patrze, moja przechodzi, córka kobiety też przechodzi. Kobieta mówi:
-Idź śmiało, nic ci nie będzie.
Zawierzyłam w swoją równowagę i idę. Miałam jakoś ustawić się na krawędziach ale przechodząc kwadrat zmniejszył się do rozmiarów może 30×30 i był dodatkowo przykryty deszczułką. Ta obca dziewczynka nawet na niej stanęła i nawet się nie odgięła. Nie wiem jak ja to wcześniej widziałam jak wielką dziurę.
Położyłyśmy się w takiej loggii i nagle podłoga się podniosła, jakby loggia była zawieszona na linach. Dziwnie się tam czułam, to posłanie było takie prowizoryczne, żadne łóżka tylko mata przykryta kocem na podłodze. Tylko widok wspaniały, bo loggia była cała przeszklona, spało się pod gwiazdami. Zaczęłyśmy się pakować. Zbierałam nasze rzeczy i oglądam mieszkanie, bo teraz już byłam pewna że coś tu jest. Skoro nie pamiętam pobytu coś musiało egzystować w moim ciele w tym czasie. I nagle zobaczyłam. Ale to było nikłe, coś w kącie oka. I niedające się zamknąć w formę.
Poszłyśmy do kuchni. Chciałam odsunąć zasłonę, bo był mrok, ale zasłona była jak zacięta płyta. Ja odsuwałam ją w lewo, a pod spodem jakby była następna. Dałam sobie spokój po którejś próbie. Zasłona była niemożliwa do odsunięcia. Meble były dziwne przy podłodze. Już ich nie było, tak jakby spróchniały i zamieniły sie proch, unosiły sie jakby w powietrzu. Wraz z wysokością były coraz mniej zniszczone. Pojawiła się kotka Bernarda. Na-kociła jakieś dziwnie kocięta. Wyglądały jak muszelki, albo żółwiki. A niektóre jak małe ludziki bez głowy tylko z nogami i rekami. Później jak Bernard się pojawił to pytałam czy będzie ten miot przebierał czy co, bo rasy jakby różne.
Ten Duch mi cały czas gdzieś się pokazywał, ale nic nie mówiłam. Chociaż mnie zastanawiało, czy może dlatego tu tyle mieszkałam by go zlokalizować i zawiązać z nim kontakt. Może dlatego mnie wynajęli, a nic nie pamiętam, bo Duch się we mnie woził jak na rowerze.
Zaczęłam zwiedzać ten dom i każdy pokój był coraz lepiej umeblowany. Byłam w jakimś ogromnym salonie z wyjściem na ogrody. Weszłam do gabinetu z regałami pełnym książek i znowu na ogromny salon z ogrodami. I tak myślę, co jest? to mieszkanie w bloku czy jak?. Każde następne pomieszczenie było piękniejsze i bogatsze. Tak jakbym przechadzała się po najpiękniejszym pałacu. Aż szkoda było, że wyjazd już się kończył i wracamy do domu.