Katedra w Gdańsku – Zapis 625
Sen z 04.11.2023
Byłam w Katedrze w Gdańsku. Wysokie to było i gotyckie. Bardzo ciemne i strzeliste. Weszłam wschodnią nawą, bo wraz ze mną szły promienie światła do wnętrza katedry. Ja zwiedzałam jak zwykle. Na początku myślałam że jest msza, bo świątynia była cała wypełniona ludźmi. Dziwnymi. Wysokimi ciemnymi postaciami zwróconymi w stronę ołtarza. Ale okazało się że nie, bo jak jak weszłam na główną nawę o ołtarz była cały zasunięty zbrojoną bramą. Nic a nic nie było widać.
Pomimo to, jakby pod kątem trójkąta równoramiennego ( 60 stopni w stosunku do mojej pozycji) zsunęła się jakaś postać ze zbrojonego Ołtarza i podała mi komunikant. Dziwne, nikt też poza mną go nie przyjął. Moja rodzina chyba już wyszła. Ja zostałam tylko z dzieckiem i takim małym z Gdańska. Nawet mówiłam do tego swojego żeby się nie martwił, bo ten mały nas zaprowadzi do swojego domu.
Wysocy zniknęli ze świątyni, nawet nie wiem kiedy wyszli. Ja znowu cofnęłam się do wschodniej nawy, bo na głównej i tak nie było nic widać. We wschodniej stała dzwonnica, miałam piękne serce z jakimś wyrzeźbionymi ornamentami. Dotykałam jej konstrukcji z drewna i wtedy z Prawej nawy wylazł Dzwonnik. Powiedział, że to najstarszy w Polsce czy na świece element podstawy. Bukowy. Też pięknie łączony, ale jak gładziłam to odłamała się drzazga. Miałam nadzieje, że Dzwonnik nie widzi.
Na podstawie dzwonnicy coś było. Dostrzegłam jakiś obraz w wyłożonych kamieniach czy czym. Weszłam do tej kwadratowej podstawy i zaczęłam robić zdjęcia. W kamerze telefonu było widać już wyraźniej, chociaż ciężko było wy-zoomować obiektyw. To była postać kobiety w długich pastelowych szatach, róż, błękit, jakieś złoto może. I to była technika witrażowa, ale ciężko było to złapać, to bo światło grało kluczowa rolę. Dopiero w odpowiednim kącie było możliwe uchwycenie tego wizerunku. Mały zaczął mnie ciągnąć do wyjścia, to moje dziecko też już chciało iść. Dzwonnik już był przy nas. Napstrykałam więc zdjęć ile się tylko dało i stwierdziłam, że na spokojnie wybiorę najlepsze.
I znalazłam się z głową zawieszoną nad piłą. Patrzyłam na stół stolarski i małą piłkę, taką jak używają dzisiejsi stolarze do obróbki drewna. Patrzyłam bezmyślnie jak przy pracy. Chociaż nie wiem, czy nie skaleczyłam się ostatnio w lewą rękę, bo z tyłu głowy mi dzwoniło, że trzeba uważać.