Jak zdjęta z Krzyża – Zapis 170

Sen z 15.11.2020

 

Jechałam na rolkach wiejską asfaltową drogą. Było nas troje, ja, Adam i jakaś kobieta. Przed nami jechał Krzysztof i chciałam go wyprzedzić , ale jakoś tak mi zastawił drogę, więc złapałam go ręką w pasie i tak jechałam za nim.

Uśmiechnął się do mnie. Ja kiedyś chyba mu się podobałam, On mi nie, ale teraz o dziwo było mi przyjemnie tak z nim jechać. Trzymałam rękę na jego talii. Czułam cudownie miękką i ciepłą skórę przez koszulkę i to było właśnie niesamowicie przyjemne, ten dotyk.

Wreszcie gdzieś tam dojechaliśmy, znalazłam się w głębokim okopie z tą kobietą która nam towarzyszyła. Na dnie było błoto, a na okopie siedziało jakieś Jury, kilka osób. Ta kobieta zaczęła się wdrapywać po ścianie, wysoko było.

Ja przypadkiem pociągnęłam jakiegoś sędziego i pieprznął w to błoto, aż zrobił rozbryzg:))).

Zrobiło mi się głupio ( i śmiesznie) wstałam razem z nim i okop okazał się nam tylko do pasa, wyszliśmy razem z niego.

 

Była tam moja koleżanka Ola. Powiedziałam jej, że jadę już do domu, ale chciała jeszcze mi zrobić zdjęcie.

Wzięła mnie z jakimś gościem na ręce w pozycji leżącej (jakby mnie z Krzyża zdjęli). Patrzyłam na swoje nogi, miałam bose stopy, jeszcze żartowałam, że nie mam paznokci „zrobionych”. Przyjrzałam się łydkom, miałam włosy jak facet, pomyślałam: Co jest!!!? , przecież tydzień temu depilowałam woskiem( fakt).

Przyszedł fotograf z wielkim obiektywem  i robił zbliżenia na poszczególne części ciała. Położył na mnie coś takie, jak szklany pojemnik, ale opalizujący, jakby wyrżnięty z opalu, czy kryształu. Z wypustkami i z wieczkiem, jak wyszukany bidon, czy starożytny pojemnik na perfumy, czy na co… Poprawiał to na mnie, żeby mu dobre zdjęcie wyszło.

 

 

Jak wybudzałam się, już w pół snie usłyszałam swoje imię „Iwonka” i coś tam dalej szło…