Igła Magnetyczna – Zapis 123

Sen z 30.07.2020
Widziałam się we śnie, coś chyba przekładałam, albo robiłam coś innego, bo widziałam się na zmianę, raz prawym profilem, raz lewym.
Byłam popielata, w takim kolorze, cała, a miejscami, albo miałam na sobie kleksy, albo ten szary kolor pękał i przebijała mocna czerwień.
Sen z 31.07.2020
To już drugą noc budzę się z ustawionym ciałem jak wskazówka kompasu ( śpię w skosie na kwadratowym łóżku, wskazuje na południowy wschód)
 
Sen pierwszy
Mam w domu jakiegoś starego chłopa, ubrany na zielono, towarzyszy mu jakiś taki mały karzełek albo dziecko, szwenda się tylko po domu, na razie nie wchodzi ze mną w żadne dyskusje.

 
Sen drugi
Przyjechali do mnie znajomi, Przemek, brat Iwony z siostrą, przywieźli mi złoty węgiel, wywalili koło domu.
Ja „otworzyłam oczy” bo przecież lato, ale pytam się ile zapłacić? powiedzieli 900 zł. Weszłam do domu po pieniądze wyciągnęłam plik ze skrytki i wyciągam ze środka banknoty, ale zamiast 200zł, to 20zł, i coś mi nie pasuje w tej kasie, dziwnie wyglądają, patrzę, a to fałszywki. Pomyślałam że ktoś ukradł moje pieniądze, a podłożył te oszukane, szukam w skrytce, jest ten plik z prawdziwą kasą, tylko trochę przesunięty. Wybieram te banknoty, tylko sprawdziłam numery seryjne, żeby nie wydać 666, bo takie trzymam na szczęście, wyciągnęłam  tylko taki z cyfrą 66, a pozostałe z pomieszanymi liczbami.
Iwona mieszka w USA, podałam dla mnie taką wielką złocistą szyszkę z orzeszków ziemnych w karmelu, nie chciałam jeść, bo nie jem słodyczy ale Przemek mnie namawiał, więc odrywałam te orzeszki jak łuski i były fantastyczne, od razu pomyślałam że muszę powiedzieć partnerowi żeby mi tego kupił więcej. Poszłyśmy ich odprowadzić z córką, pożegnaliśmy się na skrzyżowaniu i wracam do domu. Ja miałam rolki, a moja córka biegła obok mnie, strasznie mnie nogi bolały, myślałam że umrę, uda dosłownie mnie paliły, do domu było 8 km, spadł śnieg i droga była oblodzona, pomyślałam – super!! , nabrałam prędkości i już nie czułam żadnego dyskomfortu, po drodze minęłam 2 osobówki, ugrzęźnięte na drodze i jednego tira.
Znalazłam się na podwórku w jakimś gospodarstwie, Joanna przesłała mi zdjęcia z wakacji na telefon, udostępniłam je dalej, bo były ładne. W domu gotowała się zupa, chyba pomidorową, ale ten ryż był już rozgotowany, dorzuciłam pomidory, zrobiła się czerwona, dałam sól i pieprz, spróbowałam i mówię do córki, ale będziemy mieć pyszną zupkę. Nagle wchodzi baba i miesza i dokłada jeszcze pomidory, ale tak dziwnie w ten gar patrzy ;), chyba weszłam do czyjej kuchni i zrobiłam zupę którą ktoś zaczął gotować. Mówię do córki: wracamy do domu, bo cały czas myślałam o tej karmelowo-orzechowej szyszce. Na schodach były arbuzy albo cukinie, duże owoce w ciemno-zielonej skórce, Miały po kilka nacięć, najczęściej po 3, poprzeczne, złapałam największego i podniosłam, on pękł i w rękach została mi tylko skóra, a cała woda wylała się na mnie. Baba powiedziała, że to nie są zwykle arbuzy tylko takie inne, stwierdziłam że nie będę brać reszty, skoro nie mają miąższu.