Dziennik to jeden Sen – Zapis 47

Sen z 17.02.2020

Nadal nic nie widzę, ale tylko słyszę.
Dzisiaj mówił do mnie mężczyzna, powiedział że,
„To wszystko to jest jeden sen, a najważniejszy jest brak schodów.”
 
Schodów brakuje mi zadziwiająco często, w szkole schodziłam z piętra po siatce, Ojciec kazał mi wchodzić po linie, jak naprawiałam „maszynę do szycia – arkę przymierza”, to też musiałam podciągać się na barierce, bo urwała się winda. Schodów nie było w opuszczonym budynku, z którego wyciągały mnie dwa okrągłe pojazdy z humanoidami i nie było ich w tym dziadowskim hotelu, gdzie barany pilnowały sałaty w śmietniku.
W zamku, który zapisała mi stara ciotka w spadku, schody też nie nadawały się do schodzenia, a jeden z mostów był stary i dziurawy i też trzeba było bardzo uważać. Nawet był sen o trzymetrowej drabinie, po której wchodziłam po ptysie, które leżały na wysokiej półce, też wszystko się chwiało i chybotało, musiała tam wejść trzy razy i przy ostatnim zejściu już zeskoczyłam, żeby nie balansować na niej.
Zauważyłam, że częściej schodzę niż wchodzę.