Dwóch mężczyzn i GROTA – Zapis 168
Sen z 13.11.2020
Byłam w domu,w ogrodzie. Siedziałam na trawie miedzy drzewami. Nagle, zobaczyłam rudego lisa, po chwili było ich coraz więcej.
Biegały, bawiły się i łasiły, jak oswojone zwierzęta. Pomyślałam, że jest coś nie tak, że nie powinny podchodzić tak blisko. Zobaczył to mój partner i zaczął wyganiać je za ogrodzenie chyba, złapał nawet jednego i położył na ramieniu. Ale to co położył, okazało się biało-prążkowanym kotem, z zielonkawą śliną wokół pyszczka .
Pomyślałam że one są wciekłe i mówię do partnera: Wyrzuć je i nie dotykaj!! mają wściekliznę.
Pomyślałam jeszcze o dzieciach, ale one były bezpieczne w domu.
Przeszłam na tyły budynku.
Zobaczyłam dwóch mężczyzn w jakiś długich łachach. Podeszłam do nich. Mieli ze dwa, do trzech metrów wzrostu.
Powiedziałem do jednego z nich : Czego chcesz!!!
Wtedy On uklęknął przede mną,( pewnie żeby wyrównać wzrost, bo ja cały czas patrzyłam mu w oczy), nie miał źrenic, tylko pulsującą tęczówkę, ale tak zwyczajnie. Wziął mnie za ręce ( miałam swoje przed sobą, wyciągnięte i otwarte do góry, On je swoimi nakrył) i coś tam pieprzył.
Ale nie pamiętam co, chociaż to mogło być coś o „mocy”. Tylko że jak wstał, to odwrócił się do swojego towarzysza i coś się zaśmieli. Ja nie wiedziałam z czego, więc zwyczajnie pomyślałam ze mnie i strasznie się wkurwiłam. Chyba kazałam im wypieprzać z mojego pola :))))
Znalazłam się u Magdy, coś tam mówiła o dzieciach, że cały czas ma bałagan w domu. Dawałam jej rady, że musi od „małego” uczyć je porządku, że nie ważne, że robią coś źle, czy niedokładnie, trzeba dać im zwyczajnie więcej czasu.
Chodziłyśmy po jakiś zielonych terenach, z ostrymi kątami i wzniesieniami, miejscami świtały skały. Zobaczyłam taką fajną skalną grotę z jakąś figurą w środku i chciałam sobie tam zrobić zdjęcie, ale swój telefon zostawiłam na jakiejś przełęczy, a ten który dała mi Magda robił strasznie zamazane.
Patrzyłam na tą moją twarz w telefonie i myślałam: Jaka ja jestem brzydka, oczy mi dziwnie świeciły i jakaś taka łysawa byłam czy co…
Stwierdzałam, że wracam po swój telefon. Zielone tereny zmieniły się w teren klasztorny, nadal w jakieś części zielony, ale w części użytkowe. Pojawili się ludzie. Czekałam, żeby wejść po takich wąskich kamiennych schodach, źle weszłam, ale i tak przeszłam nad barierką z wąskich prętów i poszłam dalej.
Znalazłam się na dziecińcu. Minęli mnie biskupi w tych swoich mitrach, jak mikołaje i białych ornatach. W wąskim przejściu jak krużganek, pojawiło mi się w głowie „masz telefon w torebce”. Otwieram ..No jest!!!!
Wracam do Magdy i jej znajomych. Przeciskam się przez ludzi, bo cały dziedziniec zawalony. Jak byłam w połowie drogi do tej Groty, to minęła mnie koleżanka Magdy ( ładna blondynka) i coś gadała, że chodzę w czarnych okularach ( i to chyba były żarty, bo niby słońca nie było) . Ale jak to powiedziała, to od razu wyszło zza chmur.
Powiedziałam do Magdy, że mnie się czepia, a sama w łapie trzyma swoje.
W Grocie siedziało kilka osób i rozmawiali, ja zeszłam trochę w dół łąki, na lewo, bo było tam takie mokradło. Zarośnięte i zaniedbane, ale w gałęziach zobaczyłam ptaszki, KOLIBRY. Jak łatały, to biła od nich czerwona poświata, tak na 30 centymetrów. Były kolorowe. Brzuchy miały żółte, skrzydła czerwone, a grzbiety zielono-niebieskie. Przepiękne, trochę zamglone, ale to pewnie ze względu na szybkość z jaką się poruszały. Ustawiłam się z telefonem, żeby robić im zdjęcia.