Duch – Zapis 98
Sen z 01.06.2020
Widziałam dużą kwadratową paletę metalicznych cieni do powiek. Złoto, brązy i czerwienie, na jej wierzchu było bardzo dużo osypanego cienia. Kobieta tłumaczyła mnie i jeszcze komuś, jak z niej korzystać. Mówiła, że każdą niewykorzystaną przy makijażu część drobinek mamy strzepać z pędzla na powierzchnię palety i powtórnie sprasować. Tak jakby nie można było niczego zmarnować.
Byłam w jakimś domu albo hotelu, nocowałam z grupą znajomych chyba i były tam duchy. W każdym w pokoju był problem z drzwiami, na początku nie można było którychś otworzyć, a później żadnych zamknąć, mocowałam z się ze wszystkimi drzwiami. Ułożyliśmy się wszyscy w dwóch połączonych pokojach, w jednym były dwa łóżka, ustawione wzdłuż ściany, tam były dwie osoby, każda na swoim łóżku. A w tym, w którym byłam ja, dwa złączone. Dziwnie spałam, na środku, z jednej strony miałam dwie dziewczyny, a z drugiej dwóch chłopaków, było mi ciasno i niewygodnie, w pewnej chwili jak leżałam na plecach, to złapałam jedną nogę i odciągnęłam ją aż za głowę, jak przy szpagacie sportowym. Za chwilę zrobiłam tak z drugą nogą, chociaż już minimalnie mniej, tak jakbym drugiej nie miała tak idealnie rozciągniętej. Pytam chłopaka obok, umiesz tak? (Jak się odwrócił w pewnej chwili do mnie plecami, to widziałam, że ma jakieś napisy na nich, na skórze). Nikt nie umiał, a było nas razem z siedem osób. Ciasno było i w sumie myślałam, żeby iść do któregoś z pozostałych pokojów, no ale w każdym był cholerny duch, co blokował drzwi i albo nie pozwalał zamknąć albo otworzyć.
Znalazłam się na wiejskim, wąskim obejściu, przed domem był maleńki ogródeczek, weszłam do starej rozwalającej się chałupy. W chałupie był chyba agresywny duch, bo zaatakował mnie od tyłu długim nożem i najlepsze, były lustra po lewej. I ja, i ten duch w odbiciu lustrzanym, to był jeden zakres częstotliwości, bo widziałam tylko część naszych ubrań i nóż w tym lustrze. Ja i dom inna częstotliwość, i duch w tym domu – inna częstotliwość. Czyli równocześnie widziałam trzy zakresy fal. Nasze ubrania były dziwne, to były zwykłe kawałki materiału, którymi owijało się ciało, żadnych wykrojów, czy szycia, duch miał chyba na łbie jakiś prowizoryczny turban z kawałkiem materiału, który kładł się na plecach. Jak wyszłam z domu, to rozłożyłam szeroko ręce jak na krzyżu i powiedziałam, że jestem wolna.