Drugi składnik to rtęć – Zapis 440
Sen z 06.09.2022
Byłam chyba na jakimś wyjeździe. Miałam lecieć do Stanów, ale chyba spóźniłam się na samolot. To znaczy mogłam zdążyć, ale Partner jakoś to wszystko opóźnił i zostałam tu.
Moja Matka zginęła w drodze na górę. Nie dawała rady iść, wiec brat ją zostawił by wejść na szczyt i Ona już nie zeszła. Mieliśmy jej szukać.
Ale znalazłam się w katedrze. Cudowny był to monument, chodziłam środkową nawą w te i we te. Cała świątynia była w ciemnym czekoladowym drewnie, mocno lśniącym. Chyba było jakieś zebranie do komunii, bo te dzieci pozapominały zeszyty. Ojcowie już wracali i pytali mnie gdzie leżą. Szukałam razem z nimi, bo porozkładane były wszędzie, większość była w czerwonych okładkach.
Znalazłam się z Agnieszką w Kielcach. Przyjechałyśmy do kliniki. Ordynator wysłał nas jeszcze na miasto, bo niby pokoje nie były gotowe. Poszłyśmy do parku. Agnieszka dziwnie wyglądała, Miała wytatuowana twarz od brody po oczy. Wzór było niebiesko-turkusowy i taki jak wzorki czy szlaczki. No chyba że widziała siatkę żył, a tylko to zobaczyłam tak artystycznie. Jakoś to tak królewsko wyglądało.
Ona gdzieś zniknęła, a ja stałam przy fontannie. Widziałam zielone światło na przejściu. Po chwili tam pobiegłam, ale zdążyło się zmienić. Jacyś ludzie szli z tobołami z lewej. Z samochodu wyszła policjantka i zatrzymała starą Babę. Okazało się że pół tobołu ukradła. Jak niby z żartem tłumaczyła się policji, to cały czas patrzyła na mnie. Może szukała aprobaty, ale mnie tylko drażniła tym bagatelizowaniem złodziejstwa.
Przyszedł Wojtek i namówił mnie na jakąś podróż. Kręciłam nosem, ale się zgodziłam. Później pamiętam tylko światło i załamanie czasu. Coś jak symulację z podróżami międzygwiezdnymi. Widziałam membranę przed sobą która się odkształcała i światła. Pracowało to wszystko pulsacyjnie. Ktoś tam gadał coś mi w tle. Pytał czy na pewno chce jechać przez Sokołów…. i tak słucham i okazało się że miałam wypadek. A jechało nas chyba z sześć samochodów.
Znalazłam się w szpitalu. Chciałam się zobaczyć. Na jednym łóżku jedno obok drugiego leżało cztery ciała. Jeden mężczyzna i trzy kobiety. Ja leżałam ostatnia od prawej. Wszystko było poobijane i w śpiączce.
Wyszłam z pokoju na taki maleńki korytarzyk, stałam przy stole. Miałam w rękach coś jak formułę alchemiczną. W kilku podpunktach. Niby to przeczytała, ale nic nie zapamiętałam oprócz pozycji 2. Drugim składnikiem była rtęć. W opisie czynności miała wyraz zapisany dużymi literami i w nawiasie. Wyglądało to jak (CHOMOL….) i coś tam dalej. Nie zapamiętałam, bo otworzyły się drzwi i weszli dwaj mężczyźni.
Jeden od razu wszedł do tego pokoju ze śniącymi trupami, a drugi coś chciał mi powiedzieć, ale nie zdążył. Bo to przez niego miałam ten wypadek.
Zaczęłam klnąc jak szewc. Mówię do niego – Wypierdalaj!!! i spierdalaj!!!
Staliśmy naprzeciw siebie, opierając się stół. Nie znam tej twarzy. Włosy dłuższe, loczki tworzyły się na karku, zaczesane do góry jak u „południowego alfonsa”. Ubranie luźne i takie jak na upały. Lniana cienka tkania, bo wyglądało to jak grubsza gaza. Spodnie i koszula. Młody, albo bez wieku, łagodny kobiecy podbródek, albo takie odniosłam wrażenie, bo jak patrzył na mnie to go opuścił. I Oczy! Nigdy nie widziałam tak czystego białka oczu, dosłownie aż oślepiało. Źrenice przy nim wydawały się czarne. Założę się, że jakby zapanował mrok to zaświecił by tymi ślipiami jak rad.
Czułam taką wciekłość i bezsilność, że ja tam leżę przez niego, że wiązanka przekleństw płynęła z moich ust niczym nie skrepowana. Najlepsze że w pewnej chwili zmieniłam ton i zaskoczyła mnie dobitna pogarda, którą usłyszałam w głosie. Wtedy też Gość zaczął coś tłumaczyć, jakby wyczuł chwile, że może do mnie dotrzeć. Ale to tylko wzmogło moją wściekłość. Podeszłam do drzwi, otworzyłam i w asyście przekleństw zapraszam go do wyjścia.
Normalnie w tym momencie się obudziłam, a dźwięk wulgaryzmów dźwięczał mi w uszach jak dzwonki.