Czerwona Ochra – Zapis 635

Sen z 21.11.2023

 

Byłam w domu rodzinnym. nocowałam tam z Partnerem. Pojawił się na chwilę Ojciec, ale bardziej jak żywe wspomnienie. Gdzieś tam mignęła jego sylwetka i znikł. Matki już ogóle nie było.

Wyglądałam przez okno w południowym pokoju. Ogród był zarośnięty krzewami i drzewami. Obecnie na żywo stoi tam szklarnia. Ale we śnie wywołałam wspomnienie z dzieciństwa, że rosły przed domem dwie jabłonki i jestem prawie w 100 % procentach pewna że to moje wspomnienie. No i że jest zgodne z moim życiem.

Pojawili się moi, Brat i Bratowa. Przeszliśmy do pokoju od południowego zachodu. Ja miałam w rękach moją suknie w kwiaty z odpustu. Położyłam ją na łóżku na którym matka układała ubrania. Po chwili chciałam ją zabrać i wyjść, ale sukni już nie mogłam znaleźć. Oni jakoś tak poprzekładali wszystko, że gdzieś się zapodziała. Zaczęłam jej szukać. Oni cały czas coś wyciągali. Znalazły się moje stare dżinsy z czasu kiedy miałam dwadzieścia parę lat. Bratowa zachęcała żeby przymierzyć, bo może w nie wejdę. W szafach, w jakiś słojach czy dzbankach leżały kawałki biżuterii. W tym taka piękna arabska bransoletka wysadzana kryształkami. Chciałam to zabrać ale Bratowa od razu powiedziała, że dostała to od Matki. Oprócz tego medaliki, łańcuszki, koraliki, diamenciki. Całe mnóstwo pierdółek w jakiś duperelach.

Sukienki nadal nie mogłam znaleźć. Przy szukaniu, okazało się że jest okno w zachodniej ścianie. Na żywo go tam nie ma. Dziwne było, jak werandowe, z kilku sekcji. Dodatkowo miała namalowane liście jak pędy winorośli czy bluszczu. Nie wiem po co, jak jakiś niewydarzony witraż. Na oknach skrajnych zresztą rzeczywiście ta roślina sie pięła. Może po to, by nie zakładać firanek… których zresztą nie było.

Szukałam dalej. W kuchni na stole stała blacha z jakimiś wypiekami. Nie wiem co to było, nigdy czegoś takiego nie widziałam. Kruche trochę jak bachlawa. Ale nie spróbowałam bo chyba bratanek powiedział że kurczak. A na niesłodkie nie miałam ochoty.

Wróciłam do pokoju. Teraz była tam mój drugi Brat. Wyciągnęłam z szafki meblościanki taką glinianą miseczkę i glinianą łyżeczkę. Jak miarkę laboratoryjną z bardzo długim trzonkiem. Włożyłam do miseczki trochę takich czerwonych grudek i dorzuciłam miedziaków, medalików i jakiś koralików. Zaczęłam to ucierać. Momentalnie utarło się na miałki proszek. Wyglądało jak czerwona ochra. Mój Brat obok ucierał identyczny surowiec w identycznej miseczce.

Zaczęłam przesypywać swoją partie do jego i mówię ze śmiechem.

– Zrobiłam ci ze zbrojeniem.

Bo chodziło mi tą biżuterie którą tam dorzuciłam, ale już jej nie było. Starłam się na proch razem z czerwonym proszkiem. Przesypywałam, a to cały czas mi rosło, chociaż miałam małą glinianą miseczkę, to proszku było coraz więcej i więcej.