Stara magiczna kapliczka w lesie – Zapis 145
Od dwóch dni, w pierwszej połowie nocy wybudza mnie zapach. Piękny, nie znam go. Z racji mojej pasji, praca z aromatem, to dla mnie chleb powszedni i ten zapach jest zaskakujący. Nieewoluujący, stały, nieoczywista struktura chemiczna, jest skończony i nienaruszalny w swojej budowie. Przypomina coś pomiędzy perfumami, a kwiatami, ale jest taki uniseks, na kogo by go nie położył, to na każdym będzie dobrze leżał. Zadziwiający…
Sen z 19.09.2020
Byłam w jakimś miejscu, ni to stadion sportowy, ni to sekretariat liceum. Coś tam załatwiałam, jakieś papiery, czy dane miałam przenieść do innej firmy. Później znalazłam się w jakimś gabinecie, był stół i przy stole ktoś siedział, jak ksiądz, pod stołem miał kwadratową dziurę do dolnego pomieszczenia w ciemnozielonym kolorze. Ja kłóciłam się z nauczycielami, bo to było LO mojej córki. A ja tej szkoły nienawidziłam, bo kiedyś też tu chodziłam. Zaczęłam się czepiać o wszystko, aż to było dziwne dla mnie.
Ktoś zabrał moją jasnofioletową kurtkę. Jeszcze bardziej zaczęłam się awanturować.
Przeszłam na jakąś aulę, bo miała być inauguracja nowego roku, nie wiedziałam gdzie usiąść, to stałam przy drzwiach, ale to miejsce chyba było dla nauczycieli, bo zaczynali się przy mnie ustawać. Patrzyłam na nauczycielki i nie mogłam się nadziwić na te ich stroje, jak z klasztoru czy sekty, miały dziwne sukienki, białe z przeszyciami z niebieskimi wzorkami.
Ja, cały czas o tej kurtce , gdzie mi ją wywlekli..?? Powiedziałam, że zaraz idę do dyrektora.
Jakiś chłopak poradził, żeby powiedzieć, że wybiorę wpisowe.
Zapytałam: A ile tego jest ?. Powiedział: 109 zł.
Ktoś mnie zapytał dlaczego pracuje, skoro piszę książki, powinnam tylko tym się zajmować. Wkurzali mnie już tak bardzo, że stwierdzałam, że nie będę z nimi stać i poszłam w kierunku antresoli.
Antresola okazała się lasem z ustawionymi ławkami. Ludzie którzy z góry patrzyli na inaugurację byli dziwni. Chciałam usiąść na pierwszej ławce z brzegu, ale siedziało tam gówno (!!!) ustawione na sztorc, obok punk z irokezem na głowie i jakaś baba-żul. W ogóle ci ludzie to wyglądali jak żule, kloszardy i lumpy.
Były dwa rzędy ławek, miedzy nimi ścieżka, ale trochę błotnista. Zaczęłam iść skrajem, by nie ubrudzić butów i szukałam wolnego miejsca. Nagle zobaczyłam przed sobą wielkie drzewo. Miało z kilkanaście metrów w obwodzie. Od strony auli było całe, a od mojej, z antresoli, wyłupane.
W środku miało ustawiony ołtarzyk, ozdobiony wstążkami i kwiatami, niesamowicie kolorowy.
Na ołtarzu stała figura kobiety.