Szpital i srebrna suknia – Zapis 141
Sen z 06.09.2020
Byłam chyba w szpitalu, bo stałam przed drzwiami gabinetu lekarskiego. Wyszli z niego jacyś mężczyźni w białych kitlach, jak lekarze. Gdzieś wszyscy szliśmy asfaltowa drogą .
Po prawej miałam dwóch młodych mężczyzn, a po lewej jakiegoś starego lekarza. Ja cały czas patrzyłam pod nogi, bo na asfalcie były kałuże wody, a miałam na sobie długą, do samej ziemi satyno-srebrną suknię. Na nogach maiłam pantofelki na bardzo wysokich obcasach, też srebrne, z odkrytym dużym palcem. Spódnice lekko unosiłam, patrzyłam cały czas jak stawiam krok za krokiem, w idealnej linii, jak modelka na wybiegu. Suknia pięknie falowała, co dodatkowo wzmagało lśnienie. Zauważyłam że rąbek jest już mokry, ale starłam się tej sukni za wysoko nie podnosić.
Nagle jeden gość, z prawej, coś do mnie „zagaił”. Powiedziałam, że nie interesuje mnie jego przedział wiekowy. Jak to powiedziałam, to ten stary z mojej lewej wziął mnie rękę i dalej już tak szliśmy. Za chwilę szłam z nimi, tak jakby z powrotem, teraz było już strasznie dużo ludzi na tej drodze i jakoś się rozeszliśmy w tym tłumie.
Stanęłam z dwiema kobietami. Jedna miała czerwoną suknie bez ramiączek ze złotym pasem na wysokości piersi, dodatkowa cała czerwień była przetykana złotą nitką. Miałyśmy iść na zebranie do LO, do mojej córki. Druga z kobiet miała w rękach bagietkę. Oderwałam kawałek i zaczęłam jeść. Ten kawałek w moich dłoniach zrobił sie wielki jak połowa bochenka chleba. Patrzyły na mnie zdziwione, Ja jeszcze bardziej na ten chleb!!!
Powiedziałam, że przyniosę jej gumy do żucia za tą bułkę.