Elektromagnetyczny Motyl – Zapis 136
Sen z 30.08.2020
Byłam z swoim domu, zapadał już zmrok. Zamknęłam drzwi wejściowe. W domu towarzyszyła mi matka. Przez okno zobaczyłam, że za ogrodzeniem krąży jakiś młody mężczyzna. Trochę mnie to zaniepokoiło. Weszłam do salonu i podglądałam przez szparę zasuniętej rolety co się dzieje na zewnątrz. Odwróciłam się od okna.
Zobaczyłam, że w salonie na oparciu krzesała siedzi MOTYL. Przedziwny, wielkość normalna, ale kolor czy struktura, jak ANIMACJA KOMPUTEROWA. Motyl pulsował jak energia, w odcieniach złota i czerwieni. Te barwy cały czas drgały i falowały. Wyciągnęłam telefon żeby zrobić mu zdjęcie. Urządzenie miało aplikację, która tak jakby narzucała na niego siatkę graficzną, czy szablon i wtedy można było dopiero zrobić mu zdjęcie. Jakby w telefonie był jego wzorzec. Ciężko było go uchwycić.
Nagle coś usłyszałam, przez okno zobaczyłam już kilku wyrostków z jakimiś pałkami w rękach. Wtargnęli na posesję. Atakował ich półtorametrowy czarny Pies, prawdopodobnie Wilk z z Zapisu 132
(widziałam go raz w rzeczywistości jako cień, jak późnym wieczorem wyszłam na zewnątrz, leżał pod drzwiami wejściowymi )
Pomyślałam, że tak nie będzie !!! Nie będę się z nimi cackać. Powiedziałam do matki, że dzwonię na policję. Zaczęłam wybierać numer.
Sen drugi
Byłam na dworcu autobusowym, miałam wracać do domu. Zapytałam o której jest kurs, ale pierwszym nie pojechałam. Zasiedziałam się na tej stacji, bo na parapecie okna była cała masa jakiś ulotek i morele. Zjadłam nawet chyba dwie ostanie.
Następny kurs był o 6:30, ale też nie pojechałam. Spałam w łóżku z jakimś politykiem, dokładnie, leżałam w jego nogach, dużo rozmawialiśmy. On mi coś opowiadał i opowiadał. Chciałam wziąć prysznic, ale woda była strasznie gorąca. Wreszcie okazało się, że bratanek mnie odwiezie do domu rodzinnego. Zaczęłam wchodzić po schodach, na szczycie były rozciągnięte nici na sztywno, trzeba było się jakoś przez tą sieć przeciskać.
Znalazłam się w domu rodzinnym. Matka była na mnie zła, bo kazała mi plewić, a ja jej powiedziałam że gdzieś jadę.
W przydrożnym rowie znalazłam wielkiego zasuszonego MOTYLA pazia królowej, miał z kilkanaście centymetrów.Kawałek dalej takiego samego, ale ze złożonymi skrzydłami. Chciałam im zrobić zdjęcia, ale zaczęły się rozsypywać w moich dłoniach jak popiół.
Znalazłam trzeciego pazia, ale on też rozpadł się w NICOŚĆ.