Splecione łańcuszki z krypty- Zapis 930

Sen z 06.07.2025

 

Znowu byłam w zakrystii w miejscowości rodzinnej. Dzisiaj nawet nie wchodziłam do świątyni tylko zaszłam do niej od razu od tyłu. Na początku włożyłam tam jakieś pierdoły które wyniosłam z poczekalni przychodni, ale po chwili poszłam to segregować.

Weszłam do niej i zamknęłam za sobą drzwi. Zakrystia była ślepa, nie miała ani wyjścia na ołtarz, ani okna. Wyglądała jak krypta. Na ścianie od zachodu było coś jak tabernakulum czy skrzynka na listy. Piękna, rzeźbiona z motywem lwa z rozdziawioną paszczą na środku, czy promienistym słońcem. Niestety nic tam nie było, bo sprawdziłam dokładnie. Tylko maleńki otwór centralnie. Z wyczuwalnym prądem powierza. Nie zaglądałam, bo ostatnio miałam mierzone wielokrotnie ciśnienie w oku i wiedziałam jakie poczuje rewelacje.

Zaczęłam szukać pod ścianą z mojej lewej i tam już znalazłam. Dwa łańcuszki złoty i srebrny z zawieszkami splecione i zlepione jakimś czymś czarnym. To czarne było obrzydliwe, lepkie i chyba śmierdzące, ale nie wąchałam, bo chciałam to zabrać bez względu na wszystko. Zapakowałam szybko żeby mnie smród nie doleciał. W domu chciałam to wyszorować do czysta.

Przy ścianie zostały już tylko równo ułożone amfory albo urny. Za to z przodu leżały takie dwa wielkie wory z cementem albo wapnem. Na placu kościelnym trwały roboty budowlane. Otworzyłam drzwi i zawołałam wózkowego. Podjechał pod drzwi zakrystii w miejsce gdzie były kiedyś schody i próbował chwycić widłami jeden z worów. Upomniałam go żeby robił to ostrożnie, bo jak rak rozerwie, to proch się rozsypie i nici z takiej ekshumacji.