Puff Daady w bibliotece – Zapis 828

Sen z 11.11.2024

 

Uszkodziłam lewe kolano i jeździłam na wózku. Ale ten wózek to jakaś prowizorka. Dziwne że wytrzymywałam mój ciężar, bo wyglądał jak składane krzesełko turystyczne. Jechałam zwolnić się z lekcji w liceum, bo mój Syn miałam jakaś ważną uroczystość na Towarowej. Wręczenie medalu czy odznaczenia. Wiem, bo widziałam jak wcześniej przymierzałam aż trzy garnitury w moim domu rodzinnym. Nie mogłam przejechać tego rynku spokojnie, bo cały zasnuty był pisakiem jak pustynnym. Między dwiema kamienicami była skarpa jak do crossów. Dwóch motocyklistów wywaliło się przy akrobacji. Ale się głośno śmiałam, bo ten jeden ślizgała się całą długość na zadku.

Miałam bardzo długą czerwoną spódnicę. Cały czas podjeżdżałam ją kołami, miałam widoczne pasy brudu przy stopach. Żałowałam że nie pojechałam obok cmentarza, tam wydawało się, że piachu było mniej. Wkurzyło mnie to, wstałam z tego wózka i zaczęłam iść normalnie. Okazało się, że kolano mnie nie boli.

Znalazłam się w domu rodzinnym. Do biblioteki sprowadzili się Puff Daady. Stwierdziłam że zaniosę tam CV. Cały plac przed klubem dosłownie toną w żółtym miałkim piasku. Nie było lip, ani dzisiejszej kostki, ale wygląd trochę jak na lata 90′. Niedaleko drzwi był w piachu lej. W leju jakieś żelastwo jak trąba czy tuba. Musiałam uważać żeby na to nie wpaść. Puffa w środku nie było, tylko jego ludzie. Kobiety i mężczyźni, wszyscy szpachlowali na biało ściany. Ubrani w niebieskie kombinezony robocze z koszulami w kratę.  Zaczęłam mówić, że przyniosłam CV trochę po angielsku, trochę po polsku. Oni tylko po anglesku. Powiedziałam, że pracowałam już za barem, kobieta zapytała „faar”.  Nie mogliśmy się dogadać, bo pozapominałam nawet podstawowe słowa. Ale trochę na migi pokazałam że mieszkam na przeciwko i bez skrepowania mówiłam w ojczystym języku. Mili byli, kiwali głowami wzięli CV i wrócili do szpachlowania.