Zjazd Winiarzy pod Krosnem – Zapis 806

Sen z 28.09.2024

 

Byłam w jakimś domu. Ten dom niby mój, ale nałożył się ciąg komunikacyjny LO. A za chwilę że Partnera, ale do tego na żywo nie podobny. W końcu że mojej matki, ale też nie miał z tym nic wspólnego. Właściwie stał na Dolnej i zorientowany był na wschód.

Winiarze do mnie przyjechali. Jacyś wybrańcy ze wszystkich roczników. Organizowaliśmy jakiś wyjazd ale Albin się oburzyła, że za 20 tyś go nie stać, bo kupił czerwonego sportowego mercedesa. No to kwota zmieniła się na 7 tysięcy. Zaczęłam mówić do niego, że to już ok, bo jak zacznie odkładać miesięcznie 700 zł to za parę miesięcy będzie na wyjazd. Jakoś przedziaduje do tego czasu.

Weszliśmy do środka i usiedliśmy do stołu. Podano jakąś mamałygę. Zupę klej z jakimiś tartymi warzywami jak makaronem. Do tego jakieś zielone sałatki i coś tam. Tą zupę jadłam w sumie z dwóch talerzy, a z tego pierwszego dalajlama za mnie inny winiarz. Mój partner był z nami. Zdecydowałam się go wziąć do Romana.  Zapytałam go czy zostajemy tu nocować, bo niby to było Jasło. Odpowiedział że tak. Zaczęłam mówić, że w takim razie znowu nie pójdę do pracy jutro. Czyli byłam świadoma, że jest piątek i tego, że jak się obudzę to będzie sobota. Machnęłam na te 4 godziny pracy.

Nagle zobaczyłam ptaka na tarasie i taras zrobił sie jak mój. Ze wschodu przyleciały ptaki ze skrzydłami nietoperza. Na zgięciu skrzydła miały dodatkowo wielki kolec. Zaś gatunki które skrzyżowano to wrony kruki i jedna sroka. Były tylko na wpół opierzone i obciągnięte mięśniami. Miały mocno widoczne białe czaszki z czarnymi wielkimi dziobami.  Zawołałam Partnera żeby to zobaczył, jakie teraz eksperymenty robią.

Weszłam do środka, Partner powiedział że w szafce była pszczoła i go użądliła. Zapytał o konkretny lek. Powiedziałam że nie mam. Na to on żeby jechać po niego do Krosna. Ja się oburzyłam, nie chciało mi się jechać do Krosna jak byłam w Jaśle.

Otworzyłam szafę jak w korytarzu Lo. Chciałam coś wybrać do zdjęcia z Romanem. W szafie były wszystkie moje sukienki które nosze na żywo. Zrezygnowałam z fioletowej, bo cera wtedy jest tak blada jak u umarłego. Odwróciłam się, chciałam powiedzieć Partnerowi że skoro jest tyle miejsca w domu zmarłej matki, to możemy komuś zaproponować nocleg. I wtedy z tej szafy z ubraniami wyszedł żółty pluszak. Tak to wyglądało, jak żółta kropla maskotka, duża na metr dwadzieścia . I szła jak żywa. Jakby coś w nią wstąpiło. Ale jak zobaczyła, że to widzę to zatoczyła się i wywróciła. Jakby coś ją porzuciło, czy z niej uszło. Partner na nią się rzuciła i zaczął rozrywać na strzępy. Pomagałam mu. I wtedy do mnie doszło że dom jest nawiedzony.

Znalazłam się w miejscowości rodzinnej. W miejscu gdzie wykopałam kiedyś herby z białą Gęsią. Na ornym leżały węże, szare jak sucha ziemia. Wielki i małe, lśniące. Trochę przypominały barwą żmije, ale nie maiły zygzaka. Próbowałam im zrobić zdjęcie, ale były szybkie. Zastanawiałam się jak wcześniej chodziłam tam swobodnie jeszcze z Córką i żaden mnie nie użarł.