Lniana sukienka i Maorysi – Zapis 36
Sen z 20.01.2020
Byłam w restauracji, widziałam gołąbki na blacie w kuchni i strasznie miałam na nie ochotę, ale nie chcieli mi dać za bardzo, za darmo. Kucharki powiedziały, że teraz mają taką jedną kelnerkę, co wszystkich szpieguje i donosi, i nie chciały sobie robić kłopotów. Wkurzyłam się, że się wtrąca w moje układy, więc „wyciągnęłam” jej, że zepsuła mi czarne sandały (w jednym podeszwa się odklejała) i ma zapłacić 90 zł. W sumie miałam taki moment, że chciałam zapłacić za tego gołąbka, ale finalnie go nie zjadłam.
Później byłam w szkole, na najniższym poziomie była kotłownia, która ogrzewała cały budynek, i spalarnia starych ubrań. Zobaczyłam, że leży tam sterta ubrań, przygotowanych do spalenia i wyciągnęłam i założyłam taką dziwną szeroką sukienkę, która mi się z grubymi murzynkami skojarzyła, bez ramiączek, w kroju „parasola”, w jakieś geometryczne wzory w fantastycznych niebieskich kolorach (jasny błękit, kobalt, szafir). Wyszłam ze spalarni i weszłam do pokoju naprzeciwko, była tam Krystyna. W pokoju była meblościanka, szafa z ubraniami, łóżko i stół, typowy pokój. Krystyna zaczęła pokazywać mi staniki i sukienki, różne, większość z cekinami i koralikami, wieczorowe. Przymierzyłam nawet taką jedną koralikową i stwierdzałam, że jest piękna. W pewnym momencie zobaczyłam taką z surowego lnu w kolorze jasnego perłowego różu, z atłasowymi tasiemkami na dekolcie, i zaczęłam ją mierzyć. To były dwa prostokątne kawałki lnu po bokach, miały metalowe zamki, które zapinało się od dołu do góry do wysokości pach, na ramionach wiązało się te atłasowe tasiemki tak, że tworzył się dekolt „łódka”. Sukienka była niesamowicie dopasowana, cudownie się w niej czułam, bardzo elegancko i pięknie, zapytałam Krystynę, czy mogę ją zabrać, nie odpowiedziała, ale patrzyła na mnie życzliwie.
W międzyczasie kręcił się cały czas mój stary znajomy, znamy się ze 30 lat. Cały czas był mną zainteresowany i coraz bardziej nachalny, chciał uprawiać miłość, ale byłam stanowczo na nie, w końcu powiedział, że my raz już kiedyś spaliśmy ze sobą. Popatrzyłam na niego z politowaniem i zapytałam „kiedy to było? 40, 30, 25 lat temu?” Ulotnił się, wyszłam na korytarz, a tam ktoś przyniósł skrzynkę z warzywami i mówił żeby brać. Marne były, ale wzięłam trochę jabłek i marchew, chciałam jeszcze kapustę, ale jakiś gość powiedział, że chce, to mu zostawiłam.
Widziałam też w urywkach, że stoję naga i mam tylko malunki na ciele, półkole z jakiś wzorów na biodrach i na ramionach, i że albo bóstwo się we mnie wciela, albo przeze mnie przemawia i pojawiło się wtedy słowo „Maorysi.”