Słońce i muszle św. Jakuba – Zapis 37

Sen z 21.01.2020

Byłam u brata na posesji, na imprezie rodzinnej, było miło i przyjemnie, psy łasiły się do mnie. Nawet taki jeden, wielki, czarny i groźny, cały łeb miał w kleszczach, ale był miły, chciałam go pogłaskać, ale trochę się brzydziłam. Przez chwilę była też noc, widziałam fajerwerki, ktoś jeszcze puszczał po sylwestrze i za chwilę znowu był dzień. Słońce już chyliło się do zachodu i przysłonięte było przez chmury, nagle wydobył się jeden promień, niesamowicie jasny i kończył się obok nas, wszyscy byli tym przejęci. Ja dotknęłam tego promienia i on patrzył. Później rozmawialiśmy, że to katastrofa klimatyczna, ludzie będą musieli przenieść się pod ziemię na głębokość 3-4 m, bo nie będą mogli żyć w takim słońcu. Zrobiło mi się smutno, ale zaraz pomyślałam, że ja tego nie dożyję i moje dzieci też, ale wnuki już tak. Po chwili słońce wyszło całkowicie zza chmur i już nie parzyło, ten efekt był tylko, jak ogniskowało promień. Zobaczyłam też że sznury minerałów, które mam na sobie, przerwały się, w dłoni miałam koraliki morganitu i opalu.

Pojechałam chyba do Lublina, stanęłam na starym ozdobnym zardzewiałym moście i zobaczyłam muszle św. Jakuba i chciałam sobie kilka pozbierać, ale zorientowałam się, że to elementy mostu, a wyglądały jak prawdziwe. Stoję na tym moście, pełno ludzi, jakiejś młodej kobiecie dziecko wpadło do wody na drugim brzegu, małe, 2-3 letnie, ale szybko wyciągnęła go za nogi, jacyś mężczyźni obok mnie mówią, że nie umie się nim opiekować i pokazują mi filmik, jak cała rodzina go kąpie. Podniosłam bluzkę i spojrzałam na swoje minerały, pomimo tego, że były przerwane, pozostałe nadal były na miejscu (szmaragd i amazonit).

Zaznałam się na sali, jakby lekcyjnej, ale to wyglądało bardziej jak jakiś program telewizyjny, wszyscy byli raczej młodzi. Odpowiadali na podstawie tarota o tej sytuacji z dzieckiem. Poczułam straszne podekscytowanie i tremę, taką jak czasami czuję przed pierwszym zdaniem, jak mam wystąpić, bo później już leci. Miałam talię jako jedyna, to wyciągnęłam, żeby z niej korzystać. Kobieta obok zapytała, jakiego mam Pustelnika, chodziło jej o rysunek, powiedziałam, że „takiego” i zobaczyłam w wyobraźni wysoką postać w ciemnym habicie bez sznura, odwróconą tyłem do mnie (postać ze snu z 28.09.2017 – Zapis 1). Powiedziała „Woooow”, ja jeszcze „pociągnęłam”, że podobno wszędzie za mną chodzi i że jest bardzo potężny.

Kobieta, która siedziała naprzeciwko mnie, wzięła mnie za prawą rękę i zaczęła wypytywać o pierścionki, które miałam na niej. I mówię, że na środkowym mam srebro z heliotropem, dostałam go 8 lat temu na urodziny od Iwony (mam taki w rzeczywistości, noszę go). Na serdecznym miałam złoty z jednym oczkiem, białą cyrkonią albo diamentem, mówię, że od partnera (51/6) na 13 rocznicę ślubu (mam podobny w rzeczywistości, nie noszę), a na wskazującym miałam złoto, szeroką i tylko formowaną obrączkę bez kamieni i też powiedziałam, że od partnera, tylko nie wiem z jakiej okazji, bo moja córka (12/3) nagle wtrąciła jakiś żart właśnie o nim i o tych prezentach (nie znam tego pierścienia).

Kobieta cały czas trzymała moją dłoń i patrzyła na mnie, nagle podniosła ją do ust i ucałowała mnie w pierścień z heliotropem, szczęka mi opadła. Była po pięćdziesiątce, najstarsza z całego towarzystwa, biała, zadbana kobieta, ciemnie włosy bez śladu siwizny, lekko falowane, długości za podbródek, typowa nauczycielka.